Moje pokolenie, które zetkneło sie z Leonardo w roku 1997 troche nim gardziło. Wiecie, Titanic, te cholerne debilki płaczące na filmie i my ustępujący mu urodą. Jednak z czasem okazywało sie że ma on coś w sobie, demonicznego co przekazuje na ekran, tak demonicznego że sam sie zastanawiam czy nie jest bardziej diabłem niż ja sam. Do tego jego słodkie role, które miesza z tymi mniej słodkimi. Uwielbiam go za to, że ma kilka twarzy, że zauracza i że straszy.