Rewelacyjna aktorka, uważam że podobnie jak mąż - aktorsko wyprzedzała swoje czasy o dekady...
Wiesz co ja myślę? Gdyby połączyć technikę Woodward z takim nadzwyczajnym urokiem osobistym czy też błyskiem Marylin Monroe, otrzymalibyśmy aktorkę absolutnie doskonałą:)) Nie żebym uważała że ona nie miała uroku, oczywiście miała i to dużo. Co jednak nie pozwala mi w 100% się zachwycać Joasią, (choć bardzo ją lubię) to...w sumie ciężko mi to nawet ująć w słowach...Taka jakby "złośliwość" w pewnych nieadekwatnych momentach gry. Wieeem, to śmieszne, ale takie dziwne odnosiłam wrażenie czasem, jak na nią patrzyłam.. Coś podobnego dostrzegam u Keiry Knightley...Osobliwa maniera, która mnie odrobineczkę, tyci tycio przeszkadzała;)
O matko, ale masło maślane mi wylazło, wybacz:)
Chyba mniej więcej rozumiem o co Ci chodzi, bo moje odczucia są dość zbliżone. Ja odbieram Woodward jako osobę bardzo mocną, charakterną, zdystansowaną - nawet jako młoda kobieta miała urodę chłodną i surową, jakież było moje zdziwienie, gdy przeczytałam, że była młodsza od Paula Newmana - przekonana byłam, że było odwrotnie on długo zachował chłopięcy urok. Myślę, że taki a nie inny wizerunek czasami odbierał jej ekranowego uroku i ciepła. Może gdyby Hollywood nie było takie skostniałe i nie wkładało kobiet w utarte stereotypowe role żon / matek / kochanek to Woodward miałaby szansę i ze swoim specyficznym urokiem grać wielkie role kobiet nowoczesnych, wyzwolonych intelektualistek. Czasem Joanne była "wpychana" w role, które jej zupełnie nie odpowiadały, mnie zupełnie nie przekonuje jej ekranowa przemiana w filmie "Nowy rodzaj miłości" - wcielenie przebojowej, krótko ostrzyżonej Samanthy jest perfekcyjne za to słodka i zalotna Mimi jest sztuczna i irytująca.
Ojejku, teraz to nie będę obiektywna, bo po prostu uwielbiam "New Kind of Love" I Newmanów tam obojgaXD Joasia mnie tam przekonała w obu odsłonach, aczkolwiek czasami właśnie wyjeżdżała z tą manierą...i masz rację, troszkę lepsza była jako typ chłopczycy.
No dobra, tak po prawdzie to ja ich wszędzie razem uwielbiam, także ten;)
W sumie nie ma się co rozwodzić i myśleć, co by było gdyby... Może Joanne nie trafiła na swoje czasy w kinie, nie zrobiła filmu na swoją miarę, dostawała role nieproporcjonalne do swojego talentu ale miała to co w życiu najcenniejsze - trudną ale wielką miłość, wspaniałe życie rodzinne - pewnie sama jest zadowolona ze swojego życia a wielkie kariery przeważnie robią ci nieszczęśliwi na co dzień.
Wszystko możliwe, eh. No takie jest to życie że nie zawsze (czy może nawet rzadko) dostaje się to co powinno...
Ale nie sądzę żeby miała aż tak wiele powodów do narzekań;)
Aktorką była cudowną, jak se pomyślę jakie teraz beztalentne egzemplarze ustawiają na piedestale, brrr:/