Nie mam absolutnie nic do Jamie Lee Curtis ale jej Oscara będę wspominał jako jednego z najbardziej niezasłużonych w historii tej kategorii.
To oczywiste że jest to Oscar bardziej za całokształt twórczości niż za konkretną rolę. Też szczerze mówiąc nie mam pojęcia co było w tej roli Oscarowego jednak Jamie Lee była przez lata ignorowana przez Akademię do tego stopnia że w sumie to cieszę się z Jej wygranej. Akademia musi jednak BARDZO nie lubić Glenn Close bo taka Jamie otrzymuje Oscara przy pierwszej możliwej okazji a Glenn jest ignorowana nawet gdy ma już na koncie kilka nominacji i tworzy wybitne role ("Albert Nobbs", "Żona").
Dokładnie to samo pomyślałem! Glenn, znana z wybitnych ról, jest ignorowana przez Akademię od dziesięcioleci. Wystarczy jedna nominacja dla Curtis, czy Kim Basinger, Jacka Palance'a lub Dona Ameche (jak dla mnie najbardziej niezasłużona nagroda wszech czasów) i od razu stają się laureatami Oscara. Smutne ale cóż, te wszystkie nagrody mają coś z kółka wzajemnej adoracji.
Najbardziej to jednak nie rozumiem Oscara dla Gwyneth Paltrow. Ani nie była wówczas najlepsza bo Blanchett w "Elizabeth" pozamiatała, ani nie była to nagroda za całokształt bo dopiero grała od kilku lat. A jeśli chodzi o Glenn to nie mam pojęcia kto stwierdził że Meryl Streep jako karykatura Żelaznej Damy była lepsza niż Glenn w Albert Nobbs.
Gwyneth Paltrow dostała (zresztą Judi Dench też pewnie z podobnych powodów) dzięki największej kampanii reklamowej w historii Oscarów jaką zafundował "Zakochanemu Szekspirowi" Weinstein. Zamarzył mu się Oscar, wydał kupę kasy na promocję filmu i udało się, 7 statuetek i pokonanie "Szeregowca Ryana" to do dziś jedna z największych wtop Akademii.