zrobił to rzeczywiście z wielkim rozmachem. Film zachwyca pięknem, kolorami, strojami i oczywiście kreacjami głównych bohaterów. Urodził się jeszcze za życia cesarskiej pary - pod koniec XIX wieku. Tak więc cesarzowa Sissi jako postać historyczna nie była mu bardzo odległa w czasie (jak nam), bo z pokolenia jego dziadków.
Film o Sissi nie jest wiernym odzwierciedleniem Jej prawdziwego życia, ale pokazuje ważniejsze fakty, dążenie do wolności i znudzenie Wiedniem Sissi, a także gorącą miłość pary cesarskiej, która istotnie bardzo się kochała, choć uczucie to z czasem przygasało, w miarę jak Sissi spędzała większość swego życia poza Wiedniem i z dala od swego męża i dzieci.
Dzięki Marischce miliony ludzi zafascynowało się postacią Sissi, a świat poznał Romy Schneider, której udział w tym filmie stał się niejako przepustką do dalszej kariery i, paradoksalnie, stał się jej kompleksem (nie mogła znieść tego, że ludzie dostrzegali w niej tylko Sissi, a nie inne role). Szkoda, że nie zaakceptowała tego i nie zagrała w kolejnej, planowanej części...
Panu Ernstowi wielkie dzięki za stworzenie tak cudownego filmu!