Po nakręceniu
"Avatara" James Cameron zyskał niekwestionowane miano specjalisty od technologii 3D. W związku ze swoją wiedzą i umiejętnościami został zaproszony na dyskusję z
Alfonso Cuarónem, który także wykorzystał 3D podczas kręcenia
"Grawitacji", swojego najnowszego filmu kosmicznego z
Sandrą Bullock i
George'em Clooneyem.
Podczas spotkania obu reżyserów
Cameron wyjawił, że nie pochwala stosunku hollywoodzkich twórców do 3D. Według niego większość wysokobudżetowych filmów ma wystarczająco widowiskowe efekty specjalne i technologia 3D nie jest im już do sukcesu potrzebna. Jedyne, czemu służy, to wzrost dochodów. Oto jego słowa:
Uważam, że Hollywood nie używa 3D we właściwy sposób. Najważniejszy powód, dla którego tak sądzę, to fakt, że wykorzystanie 3D w Hollywood jest schematyczne. Na przykład, "Człowiek ze stali" czy "Iron Man" i wszystkie tego rodzaju filmy nie muszą wcale być trójwymiarowe. Jeśli wydaje się na efekty wizualne 150 milionów dolarów, film już jest wystarczająco widowiskowy, powinien być perfekcyjny, a następnie:
Co innego kręcić film w 3D, a co innego przekonwertować go potem do 3D. "Avatar" zmienił wszystko, każdy film, dobry, zły, jest teraz pokazywany w 3D. Problem polega na tym, że twórcy nie wykorzystują tej technologii jako narzędzia, ale jako sposób na zarobienie większych pieniędzy. Zmuszają do tego reżyserów, którzy nie czują się dobrze z 3D, a nawet go nie pochwalają.
Pomijając olbrzymie ego
Camerona, sądzicie, że ma rację?