nie chciałabym atakować samego nagrania czy Bowiego, którego szczerze uwielbiam, ale zastanawia mnie, dlaczego to oceniamy. nie rozumiem, co, z tego normalnego zapisu koncertu, czyni go filmem muzycznym, czy dokumentalnym.. Nie ma w tym ani wielkiego show, ani konkretnej fabuły. To tylko koncert..
Wielki koncert, jeden z najważniejszych koncertów w historii muzyki rozrywkowej.
Po tym koncercie, Ziggy Stardust przestał istnieć..., nastał czas Diamentowych Psów i Thin
White Duke'a...
Widok Ziggy'ego to nic innego jak miód spływający po ekranie... Biorąc jeszcze pod uwagę, że muzyka Bowie'go jest mi najdroższą na świecie, ten film to gratka nie z tej ziemi. Mam jednak ogromne zastrzeżenia co do reżyserii. Niezmiernie mnie zniesmaczyły notoryczne zbliżenia na pierwsze rzędy publiczności. Kto to...
Bowiego nie muszę nikomu przedstawiać, Ziggiego owszem - ale tego nie zrobię, bo jest
postacią dziwną...
Świetny koncert, piosenki są w porządku, choć zabrakło mi kilku z tamtego okresu, ale to nie
konkurs życzeń. Świetna oprawa audio-wizualna, oświetlenie współgra z mrokiem nadając
koncertowi mistyczny...