Czytam sobie poniższe komentarze i stwierdzam, że amerykańskie kino doszczętnie wyprało resztki neuronów z czaszek komentatorów z bożej łaski, a średnia ocena 4/10 to stan ich umysłów i to z dużym zapasem.
Mam tylko małą prośbę, wracajcie do świata swoich gównofilmów i nie próbujcie wkraczać w rejony osiągalne dla was, tak jak Himalaje dla ratlerka.
Gdyby jednak w waszych mózgownicach coś zakiełkowało to odsyłam do książek Pielwina (kto to kur...a jest?) i do filmów "Straż nocna" i "Straż dzienna".
Zestawianie tego filmu z "Matrixem"jest jak porównywanie kremówki z dobrej cukierni z psim gównem. Co kto lubi?
płoń oburzeniem kolego, płoń, ale... przecież toto sprawia wrażenie zmutowanego pilota serialu, który urósł do samodzielnego pełnego metrażu. braki warsztatowe w każdy aspekcie. jak sam napisałeś, są oczywiście tacy co lubią takie mutacje, ale, u licha, czemuż je lubią?
Zgadzam się z tobą w 100%. Ten film jest genialny - zawieszony pomiędzy dwoma światami, zagadkowy, pełen tajemnic. Są niestety osoby, którym brakuje jak powietrza śmiertelnego wirusa zamieniającego ludzi w zombi, wampirów i krwiożerczych monstrów. Ja ciągle wracam do tego filmu, bo czuję niedosyt - pragnę go przeżyć jeszcze raz. Właśnie ściągam sobie oryginalną wersję bez lektora 1080p.