Mało śmieszne - po 45 minutach porno z mało wnoszącymi tekstami i staruszką, której po ludzku jest żal, obiecałam sobie, że jeśli do godziny nic się nie wydarzy, to wyłączam. No bardzo, kurde, śmieszne, że wreszcie na początku 60. minuty pierwszy trup...

Nie można tego jakoś usankcjonować, że jeśli do którejś minuty nie dzieje się kompletnie nic, to film nie ma prawa nazywać się horrorem/thrillerem/niczym podobnym? Albo nie wiem, może należy procentowo oceniać, czy więcej mordu, seksu, czy gadania bzdur i na tej podstawie klasyfikować jako horror/porno/komedię...?

Naprawdę liczyłam, że będzie podobny do "Teksańskiej masakry...", a tylko się wynudziłam i nasłuchałam stękania.