pytanie jw. ciekawi mnie to, czy ktoś wam go polecił mówiąc że jest dobry, czy znaleźliście przypadkiem i przeczytaliście opis który się wam spodobał. Ja przeglądałam kanał yt koleżanki która zrobiła z tym mv i pytam jej "o czym to film" a ona na to "a o trójce takich po*ebanych dzieciaków i ich nauczycielce. Ale fajny" xD
ja zwyczajnie szuakłem na filmwebie w miarę świeżych thrillerów z oceną powyżej 7, z tym że długo się do niego zbieralem, bo japońskie klimaty nie koniecznie w moim guście. Do filmu podchodziłem 3 razy, za pierwszym razem do 25 minuty (trochę mi się dłużył), pózniej do 45 minuty (też mi się dłużył, ale już bardziej zaciekawił, jednak poległem), a za trzeciem razem obejrzałem jeszcze raz od początku do samego końca i byłem zadowolony. Ciekawa historia, bardzo. Oczywiście o realizacji nie ma się co rozpisywać bo prowadzenie kamery, ujęcia, symbolika itp na wysokim poziomie. Zastanawia mnie tylko ostatnie słowo "żartowałam"...
Koleżanka mi poleciła Oldobya. Bardzo mi się spodobał. Potem obejrzałem resztę trylogii i zacząłem szukać na forach Filmwebu azjatyckich thrillerów. Na jednym z wątków trafiłem na ten film. Absolutnie nie żałuję.
Od pewnego czasu interesuję się kinem azjatyckim, bo mam już dość amerykańskiego badziewia. Najbardziej lubię filmy o samurajach, a"Kokuhaku" chyba polecił mi filmweb. Jeśli lubisz kino azjatyckie to polecam Ci "Opowieść o dwóch siostrach", jest fantastyczny ;)
widziałem tylko remake opowieści o dwóch siostrach pt. "nieproszeni goście", może warto będzie zwrócić uwagę na oryginał
Rekomendacje. Kiedyś widziałem (dawno temu) "Old Boy`a", potem "Kokuhaku". A potem to już poleciało... "Pani Zemsta", ect. :P
Ja mam ciekawą historię :D Obejrzałam anime Parasyte i sprawdziłam kto grał Satomi Murano w wersji aktorskiej. Przejrzałam potem filmy w których też występowała ta aktorka. Ten był aż 82% w moim guście więc kliknęłam i oto jestem :)
haha sam znalazlem mam moc filmow z azjii obejrzanych zaczeło sie od Anime ,potem one litre of thears i xostalem pochłoniety az do dzis☺
Dla wszystkich świeżo po seansie zaznaczę, że dziwią mnie nie tylko zachwyty i wysoka ocena na filmwebie, co właśnie ilość nagród (chyba słaby był to rocznik), a same powielane rozbrajające opinie sprowokowały mnie do rzucenia wyzwania obrońcom tego dzieła do podjęcia polemiki, pomimo mojej samowolnej nieaktywności na forum.
Rzucę na gorąco taką przewodnią myśl puentującą film:
Przesłanie autora filmu jest proste, czyli dylemat nad ponadwiekową karnością za odebranie życia (kwestionuje artykuł konstytucji o niesądzeniu obywateli poniżej 14 lat za najsurowsze wykroczenia), bez żadnych egzystencjonalnych dywagacji o wartości jakiejkolwiek ludzkiej egzystencji, czy rozwiązywaniu problemów osób z traumą - tylko rzucono problem bezwiednie.
Wielkie nadzieje robiłem sobie z fabuły, lecz szybko się zawiodłem. Spodziewałem się obnażania japońskiej szkoły i śledztwa klasowej intrygi, itp., a dostałem "bezbłędny" master plan wszechobecnej i wszechwiedzącej famme fatale przeciw klasowemu Duszkowi Kacprowi i Merry Sue z kompleksem Edypa (reszta klasy robiła za puste tło) wraz z dziurami logicznymi w scenariuszu - rozłożona na 3 wyznania jest niespójne i przewlekłe czasowo.
Obiekcji nie miałbym wiele wobec charakterów bohaterów ze względu na ich ubogość i nieciekawość, co nie warto szerzej przytaczać.
Ten film sam nie wie czym chce być, a to trochę dreszczowiec, a coś z psychodramy i może slashera - lepiej jakby zakończono na półgodzinie po paranoicznej śmiesznej sensacji z mlekiem HIV (na bardziej wiarygodny blef nie było stać tak wszechmocnej osoby).
Narracja filmu idzie chybiącymi się krokami (podobnie tempo jest rozchwiane psychicznie) jak w typowych suspens thrillerach, gdzie dochodzi klimatycznie do jakiegoś wyjaśnienia wątka, a tu jeb z czapy fakty nie możliwe do wysnucia przez widza, aby podtrzymywać szcztuczną dramaturgię i móc wyjaśniać niedopowiedzenia dla łatania kulawej fabuły (dodatkowo irytujący efekt Bleach'a).
Najbardziej mierzi mnie tłumaczenie *niezrozumienia sensu* w filmie barierami kulturowymi, bo to "azjatyckie kino" dlatego oni innaczej to kminą, a w tym przypadku jest to dreszczowiec w typowym niejapońskim stylu, poza tym każdemu autorowi filmu zależy by jego przekaz był unikatowy i uniwersalny dla każdego ziemianina, bez znaczenia w jakiej formie serwuje - dożywotnio powinni zamilczeć ludzie używający określenia "azjatyckie kino/film", bo to jest blamaż filmoznawczy!
Forma przekazu autora jest komiczna, gdy w odpowiednim momencie bohaterowie jak na spowiedzi dzielą się swoimi zamierzeniami z kimkolwiek potokiem swych mądrości, bo autor nie potrafi za pomocą obrazu tego serwować, a dobry film powinien samymi niemówionymi scenami więcej wnosić niż przydługie nienaturalne monologii.
Można by jeszcze wyliczać negatywy, lecz pozytywem jest postprodukcja i efekty oraz aktorzy, jednak jest to film oneshotowy, bo nie zachęca do powtórki jak bliźniaczy "porozmawiajmy o Kevinie", a tym bardzie nie przywołuje do reflekcji, co jest wartością ujemną ważącą na średnią ocenę.
Teraz wszystkie normiki "dziewice azjatyckiego kina" i fanatyczni social worriors generacji EMO (obrońcy polskiego plagiatu Black Haeven) zaczną mnie bombardować, więc proszę spamujcie mi skrzynkę, ale tylko wartościowymi treściami