W jaki sposób interpretujecie scenę w której Zosia wola "mama", po rozmowie z kobietą graną przez M.T. Wójcik?
Zosia miała wtedy problemy z mówieniem i z tego co słyszałam to ofiary wojny dosyć często tak miały, że przez traumę nie mogły mówić normalnie. Wydaje mi się, że chodziło o to, że ta kobieta to po prostu zauważyła i chciała jej pomóc, żeby sobie jakoś poradziła z tym "załamaniem", a słowo "mama" jest takie podstawowe. To tak jakby chciała ją nauczyć mówić od nowa. No i ten motyw z wykrzyczeniem krzywdy jest w sumie jeszcze cudowny i przemycony z sytuacją.
Wydaje mi się też, że Zosia wołała "mama" ponieważ matka kojarzy się z miłością i ciepłem, czyli jest to zupełne przeciwieństwo tego, co doświadczyła podczas wojny z bolszewikami. P.S. film bardzo przejmujący, szczególnie w pamięć zapadają dwie sceny: koń samotnie wraca do dworu i zgwałcona sanitariuszka.
Zgadzam się :)
Mi się jeszcze bardzo podobała scena, w której główna bohaterka powiedziała do Rosjanina "przecież jesteś człowiekiem" i ta, w której powiedziała, że pisanie dziennika jest dla niej jak rachunek sumienia.