W ostatniej scenie widzimy Thomasa na plaży, spogląda na fiolkę z antidotum, ale też na statek. Pierwsze co przychodzi do głowy, to pomyślał żeby zawieźć lek w inne części świata. Z tym jednak będzie problem, ponieważ:
1. Nie ma tego leku zbyt wiele,
2. Wszystkie osoby które potrafiły stworzyć serum z krwi Thomasa nie żyją.

A sam film średnio dobry. Owszem, historia kończy się wybuchowo, mamy zaskoczenie w postaci powrotu chłopaka, który miał zginąć w części pierwszej, emocjonująca akcja z dźwigiem i autobusem, dobrze ukazany silny kontrast między miastem a zewnętrznymi pustkowiami. Z drugiej strony - siedziba WICKED na nowo definiuje pojęcie "inteligentnego budynku" - poczekał z zawaleniem się dopóki główny bohater był bezpieczny. Postać Jansona przeszarżowana, jakby bez przerwy mówił "patrzcie jaki ja jestem zły!" - nie ma startu do Erika z serii "Niezgodna", choć tamtego zagrał uznawany za drewniaka Jai Courtney. Najciekawszą postacią jest Theresa - świetnie pokazany konflikt między rozumem, który nakazuje ratować całą ludzkość a sercem które wciąż tęskni za Thomasem. O najlepszym kumplu Thomasa właściwie nie mam zdania, przypuszczam że to raczej ulubieniec płci pięknej - miał po prostu wywołać łzy wzruszającą sceną śmierci.