trochę teatralna i klaustrofobiczna, ale zazwyczaj własnie to mają do siebie utwory Sartre'a i ich
adaptacje. Sam film broni się - pewne oczywistości ideowe i nieprawdopodobieństwa (na czele
z motywem Franza przechowywanego w ukryciu przed zmieniającym się światem) okraszone są
motywami symbolicznymi, w tym też stylizowaną scenografią, dzięki czemu jest tu jakaś
umowność, a całość zyskuje na autentyczności wewnętrznej. Na uwagę zasługują zwłaszcza
ekspresjonistyczne wizerunki i nazistowskie emblematy na ścianach strychu, stanowiącego
kryjówkę bohatera; oprócz atrakcyjności wizualnej jest w tym też zawarta - bardziej lub mniej
świadoma - swoista ironia estetyczna, jako że stylistyka, w jakiej utrzymane są te "freski",
zostałaby przez propagandzistów NSDAP zakwalifikowana jako sztuka zdegenerowana :)
Można się tu natomiast przyczepić do specyficznego toku narracji, w której jest zbyt wiele
patetyzmów i momentów kulminacyjnych, ale to już specyfika teatralności, o której mowa wyżej.
Jedno jest natomiast pewne: De Sica bynajmniej w latach 60-tych nie obniżył lotów tak bardzo,
jak się o ty mówi. Przynajmniej w pierwszej połowie dekady; bo fakt, że w drugiej to było już
różnie - mówiąc eufemistycznie ;)