Obejrzałam, bo to miała być lekka komedia, przy której można wyłączyć myślenie. Niestety nie da się przy tym filmie nie myśleć, bo mózg ciągle podsuwa pytanie - co kurde?!
Gra aktorska na bardzo słabym poziomie, główna bohaterka jest tak obrzydliwie przesłodzona, że trudno wytrzymać. Koleżanki karykaturalnie krzykliwe, w niektórych momentach można odnieść wrażenie, że podkładany jest dźwięk tłumu, bo to niemożliwe, żeby dwie osoby robiły takie wrażenie pisku i krzyku jednocześnie.
Postać księcia wypada trochę jak taki mały, słodki kundelek, któremu oczka się świecą jedynie na widok swojej "pani". Brak temperamentu i jakiejś dominującej cechy. ZERO chemii między bohaterami, ale to zupełne ZERO. Chyba mocniej iskrzy między panem księciem, a jego ślubną wybranką.
Wydaje mi się, że trochę za szybko skacze się po scenach nudnych jak flaki z olejem, nie ma możliwości zaprzyjaźnienia się z żadnym bohaterem, są postacie zupełnie od czapy, które zdają się mieć istotny wpływ na fabułę, a potem gdzieś zanikają. Najwięcej temperamentu w całym filmie miał chyba koleś od zbierania czynszu.


Jest element komediowy. Przez cały film uśmiechnęłam się tylko na scenie finałowej, gdzie wszyscy im machali - wyglądało to istnie kabaretowo. Poza tym wiadoma scena z lokajem - nie mam problemów z kwestiami światopoglądowymi, ale sposób w jaki ta informacja została podana, można się posikać ze śmiechu i zażenowania jednocześnie. Poza tym może czegoś nie zrozumiałam, ale tekst, że Pan lokaj dobrze się uczył więc wypatrzyli go do opieki nad 3-letnim księciem (Cooo!?) To by wskazywało na to, że opiekował się nim zaraz po skończeniu szkoły, a to by wskazywało, że ten książę miałby teraz około 40 lat. Kwestia tłumaczenia, albo mojego pokręcenia, albo to rzeczywiście jest tak złe.