Troje młodych bohaterów - kobieta i dwóch mężczyzn - w pierwszej scenie filmy wsiadają do samochodu, który po chwili eksploduje. Później widzimy ich w lesie gdzie odkrywają głównie swoją cielesność i seksualność. A o czym tak naprawdę jest ten film? Myślę, że o poszukiwaniu siebie w ogóle, chociaż zdaje się, że takie było tylko i wyłącznie założenie. Film nakręcony kamerą z aparatu cyfrowego tak bardzo uzurpuje sobie prawo do bycia "kinem artystycznym" że jest to wręcz nieznośne. Sposób kręcenia i ukazywania "wydarzeń" jest, najprościej mówiąc, niedorzeczny. Chaos jaki wdziera się w każdy kadr jest zupełnie niczym nie umotywowany. Widz po wyjściu z kina ma świadomość, że reżyser zrobił z niego idiotę, bo dał się nabrać na to by zobaczyć ten filmopodobny wyrób. Potwierdzeniem tego jest sama rozmowa z reżyserem po seansie, która starcza za wszelki komentarz. Twórca zapytany o symbolikę pierwszej sceny, o to dlaczego została ona tam umieszczona, odpowiedział: "Nie mogę na to odpowiedzieć, ponieważ nie wiem. Czułem po prostu, że ta scena musi tam być. Niestety nie wiem dlaczego tak jest".