Czym ustępowała kreacja Brando tej Coopera z "W samo południe"? Lekkie nieporozumienie.
Analizując przypadek Brando nie sposób zauważyć, że w pierwszej połowie lat 50-tych każda jego nominacja powinna przerodzić się w nagrodę Akademii.
Za rolę Zapaty faktycznie powinien dostać Oscara, nie mówiąc już o Stanleyu z "Tramwaju..." czy Marku Antoniuszu z "Juliusza Cezara"- wielkie role, które mimo, że nienagrodzone przeszły do historii, dały Brando niezachwianą pozycję w branży i uznanie milionów widzów.
Niewiarygodne, że tak młody człowiek potrafił wykreować w tak dojrzały i absolutnie mistrzowski sposób tak złożone postaci, wykazał się nie tylko nieocenionym warsztatem aktorskim ale i znajomością
ludzkiej natury.
Nie wiem nawet czy w przypadku Marlona można mówić o nieporozumieniu...
Znając stosunek Hollywood do metody Stanisławskiego, z której korzystał Marlon i do nowojorskich szkół aktorskich, do których uczęszczał jego sukces musiał być źle widziany w branży...
Brak nagród w początkowym etapie kariery mógł być oznaką dezaprobaty dla jego artystycznego matecznika.
Generalnie Akademia na niemal wszelkie nowalijki reagowała z opóźnieniem, metoda Stanisławskiego po prostu nie jest wyjątkiem.