Ten film to modelowy pokaz hollywoodzkiego szyku lat 40. Film jest barwny, nakręcony przy użyciu drogiego Technicoloru, z operowym przepychem i zacięciem. Zdradza pokrewieństwo zarówno z operą, jak i musicalem, gatunkiem tak bardzo ukochanym przez Hollywood tamtych czasów. Niestety, w tym przepychu barw, koloraturowych arii, które są momentami wprost nieznośne, ginie gdzieś upiorna i jednocześnie groteskowa tajemnica zawarta w powieści Leroux. Film banalizuje fabułę książki, nie ma potwornego upiora, zakochanego w śpiewaczce, jest natomiast dobry "tatuś", oszukany, poparzony artysta, wspierający talent młodej śpiewaczki. Szkoda, że wyszła lukrowana, rozśpiewana, momentami nieznośnie sentymentalna i nudna rewia, zamiast mrocznego horroru. Jednak najwierniejszą oraz najbardziej oddającą nastrój oryginału adaptacją była ta z 1925 roku, niema, z genialnym Lonem Chaneyem seniorem.