Bergman w doskonały sposób w Uśmiechu nocy pokazuje żelazną prawdę i uczy ludzi, którzy o tym nie wiedzą, że różnica między komedią a dramatem nie istnieje. Granica jest tak cienka, że jest jedynie umowna. Jest to zresztą dość częste pytanie w szkołach filmowych, z oczekiwaniem właśnie na taką odpowiedź.
W rzeczy samej komedia, z którą tutaj obcujemy w klasyczny i mistrzowski sposób ukazuje błazenadę, śmieszność, komiczność postaci, które w rzeczywistości są uformowane w układzie dramatycznym - zdrad, pytań o miłość, niespełnienia, intrygi. Bergman rysuje nam bohaterów wyrazistych i odróżniających się od siebie. Mężczyźni starając się być poważni i pewni swych praw, błaznują, kobiety igrają z nimi bądź są naiwne, bądź spiskują. Na pozór szereg śmiesznych sytuacji i kokieterii często przybiera ukryte, dalekie oblicze wewnętrznej tragedii - walki o własne uczucia i prawa.
W Uśmiechu nocy znajdziemy parę perełek w dialogach - piękne sentencje. Błyskotliwość, napięcie, grę słówek, inspirującą złośliwość i cynizm, który miesza się zarówno z powagą postaci, jak i ich błazenadą. Bergman obnaża człowieka, tym razem jednak ze świadomym uśmiechem na twarzy.
To film, który wyjaśni, że współczesna komedia nie ma się nijak do tej klasycznej, gatunkowej, i winna być nazwana inaczej. To jest prawdziwa komedia!