Reżyser tego westernu miał całkiem niezłe intencje. Jest to jeden wielki hymn pochwalny dla twórców karabinów Springfielda, a jednocześnie walka z mitem jaki krążył w armii amerykańskiej, jakoby działania kontrwywiadowcze były tchórzostwem. Wykonanie pozostawia jednak wiele do życzenia.
Aktorsko nawet Cooper poradził sobie średnio. Sceny akcji są wykonane co najwyżej średnio, a do tego widzę że autorzy oszczędzali na kaskaderach, bo częściej korzystano z tricków montażowych niż jakichkolwiek innych. Scenariusz mimo że dość niekonwencjonalny, był do przewidzenia.
Ogółem zobaczyć można, ale to będzie rozrywka tylko dla wytrwałych fanów gatunku.
Spoiler
Ale zakończenie zaskoczyło mnie w jednym stopniu. Uwielbiam gdy o finale decyduje przypadek. Tutaj w kulminacyjnej scenie czarnemu charakterowi po prostu kończy się amunicja. Niby nic, a było sporą niespodzianką.