Po obejrzeniu filmu ciągle zastanawiam się kto zagrał lepiej Marlon czy Viv ????
Viv zagrała w starym stylu teatralnie i trochę sztucznie wyraziście.Brando pokazał po raz pierwszy nowoczesne dynamiczne "brudne" aktorstwo. Przełomowa dla kinematografii rola,Brando>>Vivien.
Dokladnie tak. Kiedys czytalem, ze ta rola Brando wywarl duzy wplyw na pokolenie mlodych aktorów, którzy wzorowali sie pózniej na sposobie jego gry.
to prawda, dodatkowo byl niesamowicie przystojny i przede wszystkim męski- co wynikalo nie tylko z jego swietnie zagranej roli :) eh, szkoda, ze teraz juz nie ma takich facetow... Jednak teatralnosc Vivien bardzo pasowala do granej przez nia postaci, mysle ze to tylko poglebilo roznice miedzy postaciami i dodalo filmowi atrakcyjnosci pod wzgledem aktorskim :)
Piszecie, że Brando pokazał dynamiczne brudne aktorstwo- ale jego rola była po prostu zupełnie inna od roli Vivien, przed nimi stanęły zupełnie inne zadania do wykonania. Rola Brando tego właśnie wymagała, podczas gdy Vivien musiała grać osobę na granicy obłędu, której zachowania rzadko spotykamy w życiu codziennym.
Zgadza się. I tu leży właśnie wyjaśnienie, dlaczego w pewnych przypadkach ocenianie typy: Kto zagrał lepiej? nie ma sensu (inne role - inne wymagania)
Bez dwóch zdań Marlon! Brando się wcielił w rolę - po prostu był Stanleyem a Vivien "tylko" grała na swoim poziomie.
Z jednej strony Viv zagrała idealnie marzycielkę, obłąkaną, oderwaną od rzeczywistości. Cos wspaniałego. Nie brakło jej naturalności, zwłaszcza w końcowych scenach. Wspaniała. Ale Brando zaskoczył mnie niesamowicie. Miał całkiem inną rolę i całkiem inaczej ją odegrał. Był właśnie zwyczajnym "prostakiem", podczas, gdy Viven została damą. Trudno wybrać, ale jako, że Marlon skradł w tym filmie moje serce (Viv zrobiła to w "Przeminęło z wiatrem"), wybieram jego. ;)
Vivien - fenomenalny wachlarz emocji, nie można koło tego występu przejść obojętnie, dziś aktorzy filmowi nie są w stanie choćby otrzeć się o taki poziom. Brando był może i przełomowy, ale dziś ta rola nie robi wielkiego wrażenia, po prostu naturalny prostak z błyskiem w oku. Sylwetka w przepoconej koszulce zrobiła swoje. Później bywał wielki.
Co?Viven była mocno sztywna i mało naturalna i przynajmniej mnie( i sporo osób z mojego otoczenia) drażniła.
OK nie rzucam się jak ktoś się ze mną nie zgadza-zdarza się.
Ale pisanie o jakimś nadludzkim poziomie....Bitch Pls.
Vivien zagrała tak, jak się wtedy kreowało role - szerokim gestem, wyraziście, ale jej postać tego wymagała - panna z dobrego domu, która próbuje zatuszować swoje mankamenty i poniekąd aktorka grała "aktorkę" życiową.
Natomiast Marlon Brando i Kim Hunter zagrali bardzo współcześnie, współcześnie dla nas, czyli jak niektórzy skomentowali - ''bez przerysowania", lecz ich role tego nie wymagały.
Postacie Blanche i Stanleya reprezentują zupełnie odmienne środowiska, a Leigh i Brando doskonale oddali te różnice.
Vivien zagrała Blanche - teatralną, próbującą zwrócić na siebie uwagę samotną kobietę, zdesperowaną, egzaltacja bohaterki to połączenie chyba stylu gry aktorskiej (polecam - Leigh, nieco starszej daty niż Brando, co nie? nie pozostaje to bez znaczenia) oraz też tego, w kogo Vivien miała się wcielić. w odchodzącą od zmysłów rozpieszczoną, ale cholernie samotną i przez to kłamiącą (okłamującą samą siebie) niedojrzała istotkę.
Brando grał po prostu twardego, prostego faceta w przepoconym podkoszulku. co nie znaczy, że umniejszam jego zasługom, bo zakochałam się i teraz nie wiem co mam zrobić:D
Brando zmiażdżył Leigh. Pewnie dlatego się zakochałaś. ;p W rolę Blanche z powodzeniem mogłoby się wcielić kilka innych aktorek, ale zastąpić Brando jako Kowalskiego? Nikt w tamtym czasie nie dorównywał Marlonowi, już nie mówiąc o stworzeniu TAKIEJ kreacji.
Rola genialna w swoim czasie. Dziś, to po prostu... prostak. Zagrany czasem naturalnie, a czasem teatralnie(heyyy Steeeeeeeellla!!).
Wiadomo, czasy się zmieniają. Jednak to sam film gorzej wyszedł na tych mijających latach - aniżeli kreacja Marlona. Oczywiście, imo.
Dwie skrajne postaci w tak silnej opozycji do siebie - dwie wyraziste role;obie zasługują na uznanie i nie przyszłoby mi do głowy w ogóle porównywać...
Dla Stanley'a Blanche jest kompletnie odrealnioną postacią - całą wzgardę dla tej postaci pokazał tak,że możemy spokojnie w nią uwierzyć.
Dla Blanche, świat w którym przyszło jej teraz żyć,jest jakimś sennym koszmarem,z którego próbuje jeszcze resztką sił uciec.
Cierpienie i udręka Blanche jak i bezsensowność jej istnienia (wegetacji) w takim,a nie innym miejscu,udziela się nam (widzom),więc rola Vivien Leigh też jest jak najbardziej genialna.
Głupie pytanie . Oczywiście , że Marlon zagrał lepiej . W jego grze wszystko wydaje się bardzo naturalne . Z gry aktorskiej Viv wylewa się sztuczność . Oglądałem film wczoraj po raz pierwszy i Brando zrobił na mnie wrażenie .
Moim zdaniem, Marlon zagrał lepiej ( chociaż, grał tę rolę już kilka lat w teatrze) ze względu na to że ta rola była zupełnie inna od niego i jego charakteru, osobowości, a Viv oddała ból tym scenom ze względu na swoje prywatne dramaty, w każdym razie dopełniali się niesamowicie, i film bez któregokolwiek z nich nie był by tak niesamowity.
Brando po prostu tutaj wbija w ziemię. Jakby mi ktokolwiek zasugerował, przed obejrzeniem tego filmu, że Brando w dramatycznym romansidle zagrał jakby to był Pulp Fiction, to bym pewnie zapukał się w czoło. To co Brando zrobił w tym filmie, to iście królewskie pier&%!*$cie. Rozkłada na łopatki.