Amerykańska reporterka z dwiema osobami towarzyszącymi trafia do miejscowości Kózki w Polsce, gdzie prawdziwe dziwy mają miejsce... Film naprawdę kiepski, choć dla zachodniego widza może nie jest to przeżycie aż tak żałosne, jak dla odbiorcy polskiego. Przyznam szczerze, że sama koncepcja horroru rozgrywającego się w tym przaśnym kraju nad Wisłą była dla mnie nader ciekawa. Niestety, "Shrine" z horrorem ma wspólnego niewiele, co najwyżej z horrorem komediowym. Ilość nagromadzonych tu absurdów przekracza dopuszczalną normę. Z filmu dowiadujemy się na przykład, że na polskiej wsi niemalże każdy posługuje się biegle angielskim. Gorzej im za to idzie z językiem polskim (kapitalny przykład to niejaki Henryk, tleniony na blond mocarz z Kózek). Polskie zadupia są ponadto tłumnie nawiedzane przez zagranicznych turystów, zupełnie jakby nie wystarczyła im w zupełności Warszawa lub Kraków. Tego typu bzdury można by wymieniać jeszcze długo, tyle że to w zasadzie bezcelowe. Lepiej zobaczyć na własne oczy. Film zasługuje prawdopodobnie na najniższą ocenę, jednakże ja nie mam sumienia go tak krzywdzić - dostarczył mi zbyt wiele śmiechu i rozrywki, abym był wobec niego tak surowy. Może zabrzmi to dziwnie, ale polecam.