Film wpisuję się perfekcyjnie w obecne trendy amerykańskiego kina: jest czarnoskóry niepotrzebny aktor drugoplanowy, jest nawiązanie do molestowania przez księży, niewolnictwa itd. - wszystkiego czego nie powinien zawierać film o Tarzanie.
- Samuel L. Jackson - jako etatowy (obok Morgana Freemana) czarnoskóry aktor - niezbędnik, odgrywający rolę przyjaciela Tarzana, nie wiadomo do końca skąd i po co się wziął (oficjalnie walczy z belgijskim niewolnictwem), mam wrażenie że to kontynuacja jego historii po "Nienawistnej ósemce".
- Christoph Waltz - nie do końca chyba sam czuje się dobrze w tak fatalnej i źle napisanej roli. Za komentarz może posłużyć tylko to, że grany przez niego czarny charakter jako broni używa... różańca.
- Tarzan - mdły, bez wyrazu, bez charakteru, chyba najgorszy odtwórca jakiego widziałem.
+ efekty wizualne i goryle jako najlepsi odtwórcy swoich ról (czego nie można powiedzieć o strusiu)