Kto zacz John Williams każdy wie: "Star Wars", "Szczęki", "Indiana", "Jurassic Park", "E.T.", te scory przychodzą na myśl w parę sekund. często jednak wymieniając największe osiągnięcia Johna zapomina się o "Supermenie". Oczywiście film nie zrobił takiej furory jak wyżej wyminione, ale za to muzyka...

Tutaj Williams stanął przed niewiarygodnie trudnym zadaniem bo Supermen to nie jest jakiś koleś z pelerynką. Supermen to niedościgniony wzór superbohatera i wzór dla setek podobnych postaci. Stworzony w latach kryzysu i narastania nazizmu miał wyrażać najpiękniejsze humanitarne idee, miał być jak antyczny heros tylko bez ich brutalności. Kiedy przymierzano się do produkcji filmu Supermen miał już cały kult i miliony fanów. Zrobiono go więc niezwykle starannie, zaangażowano idealnie wyglądającego Reeva, Brando, Hackmana. stroną techniczną zajęli się najlepsi specjaliści (i to widać). Palącą kwestią była również sprawa muzyki do tego filmu, kto byłby na tyle zdolny, na tyle odważny żeby nie przestrszyć się takiej odpowiedzialności.

-"I'm John Williams. I solve problems"

Exactly. John zabrał się do tej muzyki z zaangażowaniem i stworzył dzieło genialne, zachwycające rozmachem, tematyką i maestrią wykonania. Całość otwiera "Superman Theme". Generalnie można napisać na temat tego utworu całe tomy które zasadniczo sprowadzają się do jednego - ten utwór to Supermen. Ale wbrew temu co się mówi o warsztacie Williamsa to wcale nie koniec dobrych utworów. Ba, kiedy po raz pierwszy widziałem "Supermena" ten temat był jeszcze dla mnie zbyt poważny. Dużo bardziej zachwycał mnie majestatyczny temat Kryptona (akurat lżejszy), sielski młodego Supermana czy przepiękny temat miłosny fenomenalnie zwieńczony we "Flying Sequence".

I mimo upływu lat "Supermen" wciąż zachwyca i bez problemu przebija współczesne pseudoepickie scory których autorów nie stać nawet na napisanie pompatycznego theme. Zginą w pomroce dziejów gdy "Superman" wciąż będzie wielki.