No, nie do końca przyjemny, bo przecież ginie kapitan James T. Kirk.

Jego ostatnimi słowami są "oh my...", a to powiedzonko Sulu :P

Poza tym Picard zostawia go pod stertą gruzów, jaki szacunek dla najlepszego kapitana, hehe. Dla mnie to było OK, ten palant Shattner zasłużył sobie na takie pożegnanie z serią.

Jak dla mnie ładne przejście i przekazanie pałeczki, ale jednak uśmiercenie Kirka wydało mi się zbyt łatwym zakończeniem jego historii.

Dwukrotne uśmiercenie głównego bohatera w tym samym filmie to dla fanów starej serii ciężki cios. O ile przy pierwszej śmierci można było się spodziewać, że to nie jest koniec, to przy drugiej wątpliwości już nie ma. Łatwym zakończeniem byłoby "i wszyscy żyli długo i szczęśliwie"

Jedno i drugie to łatwe rozwiązanie- zbyt łatwe :) Zbyt łatwe i tym samym bezmyślne. Zgadzam się, że Kirk zasługiwał na odejście ze "Star Treka" w chwale. Niechby nawet dostał się razem z Picardem do jego czasów i na przykład razem z nim poprowadził choć przez chwilę kolejny Enterprise. A potem powrót na prawdziwą Ziemię, do prawdziwego rancza- tak, jak to sobie wymarzył w Nexusie.

Beznadziejna była ta śmierć Kirka- taka bez ognia, bez pomysłu. Do tego żałosny Picard- on naprawdę jest strasznie żałosny. Jęczy, wzdycha, ciągle płacze i tak naprawdę statkiem dowodzi Pierwszy. Data też jest trochę irytujący. Gdyby nie motyw z Borg cała ta ekipa Picardowa bylaby niewypałem.
Kirk może nie był idealny- nie raz przemądrzały i pyszałkowaty, ale przynajmniej miał jaja...

Ale mówisz o ekipie Picarda w tym konkretnym filmie czy w serialu? Bo jeśli chodzi o serial to Picard naprawdę ma charyzmę.

Mówię ogólnie o Picardzie. Dla mnie jest postacią drętwą i bezbarwną. Oglądałam większość odcinków TOS, kilka sezonów TNG i powiem, że Picard nadaje sie na filozofa i psychologa, ale jako dowódca drażni...

usmiercenie bylo dla mnie bardzo dołujace
a juz najglupsze co mogli zrobic, to ten grob z kamieni na zadupiu galaktycznym
hahahahahh
bez sensu...