PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=509402}
5,9 13 742
oceny
5,9 10 1 13742
6,6 14
ocen krytyków
Somewhere. Między miejscami
powrót do forum filmu Somewhere. Między miejscami

we are not stars

ocenił(a) film na 6

Johnny Marco jest sławnym aktorem. Jednak choć wszyscy rozpoznają go bez najmniejszych trudności, jego
życie nie jest tak ekscytujące jak można by sądzić. Toczy się niezmiernie powoli i w gruncie rzeczy przebiega
na niczym. Johnny żyje na walizkach, pomieszkując w najlepszych hotelach, nie mając własnego kąta, do
którego mógłby wracać, w którym czułby się jak w domu. Żyje w zawieszeniu, którym zarządza jego
menadżer. Czasem wybierze się na premierę nowego filmu, pojawi się na konferencji prasowej zmuszony
odpowiadać na nieistotne i wydumane pytania, później zjawi się spóźniony na sesji zdjęciowej promującej
najnowszą produkcję w której wziął udział, innym razem wyskoczy na imprezę lub odwiedzi ekipę od efektów
specjalnych, która odciśnie jego twarz do specjalnej maski. Wieczorami poogląda zamówiony taniec na
rurze, wykonany przez dwie młodziutkie dziewczyny lub prześpi się z jedną z wielu fanek, które spotyka na
imprezach lub w hotelowym lobby. Wszystkie te zdarzenia są jednak rozciągnięte w czasie, bardzo od siebie
oddalone. Tak naprawdę jego życie jest potwornie nudne. Przez większą część dnia Johnny nic nie robi,
wgapia się w telewizor, przesypia, lub zastanawia się co ma ze sobą począć. Nudzi się, a my razem z nim,
obserwując jego życie.

Większość scen w najnowszym filmie Sofii Coppoli jest przeraźliwie rozciągniętych. Przedłużanych do granic
możliwości, tak bardzo, że chwilami zaczynają irytować. No bo ileż można pokazywać jak bohater siedzi
gdzieś w garderobie z zasychającą papką na głowie lub obserwować jak jeździ samochodem po mieście?
Te nieważne, błahe, teoretycznie mało wnoszące do całości momenty trwają i trwają, aż chwilami chciałoby
się przyspieszyć trochę ten film, samemu przejść do następnej sceny, bo tą która obecnie trwa zrozumieliśmy
już do końca i nie ma potrzeby by ją dłużej oglądać. Oczywiście jest w tym przedłużaniu pewien sens - dzięki
temu współodczuwamy z bohaterem jego nudną egzystencję. Rozumiem taki zabieg, ale bywa on niestety
bardzo męczący. Zdecydowanie lepiej wypadło ograniczenie dialogów do minimum. Przez pierwsze
kilkanaście minut prawie nikt się nie odzywa, dolatują do nas jedynie strzępki rozmów osób z dalszego planu.
Widzimy tylko kolejne obrazy, obserwujemy milczące życie, które wiedzie bohater. Również później rozmów
jest niewiele, często zastępują je wymowne spojrzenia, małe gesty, które wyrażają więcej niż zwykłe słowa.
Dobrze, że Coppola tak wyciszyła swój film, bo czasem za wiele mówiąc można powiedzieć za dużo, psując
kolejne sceny, za bardzo je tłumacząc, zbyt mocno zagłuszając niepotrzebną paplaniną.

Świetnym przykładem sceny, która sama się broni, z której możemy wyciągnąć niezmiernie wiele, choć nie
pada w niej ani jedno słowo, jest pierwsza scena, która pokazuje jeżdżący w kółko, gdzieś na odludziu, czarny
sportowy samochód. Piszą o niej chyba wszyscy recenzenci, ja również muszę, bo rewelacyjnie przedstawia
życie głównego bohatera. Samotnika, który z dala od zwyczajnych ludzi, gdzieś na smutnej scenie swego
życia, na pustkowiu, kręci się w kółko, tak naprawdę goniąc już za niczym, bo wszystko co mógł już osiągnął i
wszystko czego zapragnie ma pod ręką. Życie bogate, na pierwszych stronach gazet, robiące wrażenie na
ludziach z zewnątrz, zwykłych śmiertelnikach, ale smutne i puste. Inna świetna scena to ta w której bohater
spogląda nocą z balkonu swojego hotelowego apartamentu na błyszczące w oddali światła miasta.
Spogląda na życie, które dzieje się poza nim, gdzieś w dolinie, w centrum miasta, pośród zwykłych ludzi,
którzy z zazdrością patrzą na jego bogatą egzystencję, wyobrażając ją sobie jako ciągłą zabawę, niekończącą
się imprezę, sen na jawie. Johnny nie dopuszcza do siebie tej myśli - szczególnie na początku filmu - ale
jego życie jest puste, a on sam potwornie samotny w tym wielkim błyszczącym świecie. Z każdym dniem
jednak zdaje sobie coraz bardziej z tego sprawę.

Wydawać by się mogło, że punktem zwrotnym w tej produkcji będzie przyjazd córki Johny'ego. Cleo pojawia
się raz w odwiedziny, a raz przyjeżdża na dłużej. Film Coppoli wtedy trochę ożywa, nabiera trochę rumieńców,
ale nie przyspiesza, znacznie się nie zmienia. Wraz z upływem czasu zastanawiamy się czy jej pobyt jakoś
zmieni bohatera, czy jakoś na niego wpłynie. Jak widać pod koniec tylko nieznacznie, a przynajmniej nie tak
jakbyśmy się tego spodziewali, nie tak mocno jak przyzwyczaiło nas do tego kino. Dostrzec możemy mikro
zmiany, zauważyć drobne chwile w których bohater odczuwa coś nowego, gdy czuje się inaczej niż przedtem.
Ale jego życie nie przechodzi rewolucji, nie nabiera sensu z dnia na dzień. "Somewhere" z pewnością nie jest
filmem dla wszystkich. Dla sporej części widzów będzie on zbyt męczący, za bardzo przedłużony, nijaki. Film
Coppoli zbyt śmiało wystawia cierpliwość widzów na próbę. Przyzwyczajeni do szybszej akcji, dążących w
jakimś kierunku, przynoszących jakiś efekt wydarzeń, nawet w zwykłych dramatach, możemy być zaskoczeni
tym jak zwyczajny i teoretycznie nijaki jest to film. Trzeba się do niego przyzwyczaić, trzeba zaakceptować to
niesamowicie wolne tempo, ten inny sposób opowiadania historii i to, że tak naprawdę do niczego wielkiego
ona nie dąży. W między czasie nie przyspieszy, nie zmieni kierunku. Tylko wtedy przetrwamy ten ciągnący się
w nieskończoność seans, tylko wtedy nie będzie on niepotrzebną męczarnią.

6/10

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones