Uwielbiam takie skromne i bezpretensjonalne kino. Aż dziw bierze, że film "o pustce życia celebryty" tak się udał. Szkoda tylko, że Sofia uderzyła pod koniec w sentymentalne tony, których kumulacją jest ostatnia scena. Pasowało to do reszty jak kwiatek do kożucha. Mimo wszystko jednak jest to film udany, który naprawdę dobrze mi się oglądało - także dzięki dobrym zdjęciom i przyjemnej muzyce oraz Stephenowi Dorffowi, który ma przyjemną, a "nieopatrzoną" powierzchowność.
Ja tam jestem zwolennikiem tezy, że lepiej urwać film byle gdzie niż dusić takie zakończenia. Puenta-dramat. W stylu "ej nakręćmy coś jeszcze bo nam 3min taśmy zostało". Film niezły, ale strasznie uproszczony tym zakończeniem.
nie przesadzałbym z tak krytycznym podejściem do końcowej sceny. da się ją interpretować na kilka sposobów jak większość poprzednich scen. na pewno jest również kolejnym puszczeniem oka w stronę widza i nie należy jej traktować zbyt serio
Rzecz nie do przyjęcia. Jeśli Coppola myśli, że widz uwierzy w egzystencjalną pustkę przystojnego, zarabiającego miliony dolarów, zaliczającego fajne panienki, jeżdżącego samochodem za milion dolarów, mieszkającego w eleganckim hotelu, itd., aktora, to jest w straszliwym błędzie.
Sofia, pomyliłaś chyba odtwórcę głównej roli z kimś innym? I jeszcze na festiwalu z tym wygrałaś? Paranoja ! Dodatkowe 2 gwiazdki tylko i wyłącznie za zjawiskową Elle Fanning i niezłe zdjęcia...
Moja ocena - 3/10