Trescia filmu jest zagubienie i nuda w jakiej znajduje sie bohater. Nie wiedzac tego i idac na
niego do kina mozemy miec wrazenei ze to flaki z olejem, stracony czas.
Bohater jest popularnym aktorem ktory odnosi sukcesy, ma wszysto to co dla przecietniaka
oznacza sukces - porsze, wypasiony apartament z serwisem, tacerki na rurze, imprezy,
alkohol. Wychodzi w wymietolonym t-shircie a wszyscy sikaja na jego widok. Moze
powiedziec najwieksza glupote a i tak wszyscy w amerykanskim stylu stwierdza ze to bylo
AWESOME! W zyciu pojawia sei jeszcze jego corka ktora podrzucona przez matke zaczyna
spedzac z nim czas. O tym jaki to cudowny czas i jak wazny dla bohatera uswiadamia on
sobie dopiero po rozstaniu z corka.
Coppola pokazuje te pustke, pokazuje te nude a poniewaz chce sie podzielic tym stanem z
widzem, z uporem maniaka wydluza pewne sceny przez co oczekujacy prostej krotkiej
historii widz moze byc znudzony.
Dla mnie przyjemny, relaksujacy film na niedzielne popoludnie i dajacy do myslenia. Dokad
pedzimy, dokad zmierzamy i czy to o co walczymy naprawde czyni nas szczesliwymi?
Dla mnie to takze film ilustrujacy opowiesci moich przyjaciol o LA - nudna dziura...
Teraz wiem chyba o co chodzi...