W wątku poniżej Budziol napisała, że Złoty Lew to trochę niezasłużony prezent dla Sofii i muszę się z tym zgodzić.
To jest naprawdę niezły film i być może byłabym bardzo na tak, gdybym nie wiedziała, kto go zrobił. Ale nie da się oceniać filmów kompletnie w oderwaniu od tego, co woiemy o autorac i to "Somewhere" gubi - Coppola od czasu "Lost in Translation" nie zrobiła ani jednego kroku do przodu!
"Somewhere" ma identyczne tempo, estetykę, dynamikę i specyfikę relacji między dwójką bohaterów, główny bohater to niemal ta sama postać, ba! - nawet gagi są kopiowane (kuriozalne sytuacje we Włoszech). To jest dla mnie ogromnie rozczarowujące - film jest przymnie spędzonymi 90minutami, ale wiedząc, że biorę się za nowy film Coppoli spoedziewałam się DUŻO więcej.
Właśnie. Beznadziejne naśladownictwo i to samej siebie. Niby jak w :LiT a nudno i bardzo słabo. Nędzne 3.
Zgadzam się całkowicie. Owszem, obejrzałam, nie wyłączyłam, ale czy naprawdę TAK świetna reżyser nie mogła wymyślić czegoś nowego? Może zagubiła się we własnym schemacie i nawet tego nie zauważyła, że żarty, sceny, historia, wszystko jest podobne? Dwójkę zagubionych w tłumaczeniu zastąpił jeden zagubiony gdzieś. Jedyna rzecz, która tak naprawdę mi się spodobała, był zabieg z tytułem.
Na koniec filmu zadałam sobie pytanie - gdzie on jedzie? I odpowiedź myślę daje tytuł - somewhere. Gdzieś, gdziekolwiek, nie ma znaczenia - tak samo, znów - jak w Między słowami nie miało znaczenia to, co Murray na końcu wyszeptał.