Sofia Coppola po bardzo nie udanym filmie Marie Antoinette postanowiła wrócić do filmu dzięki któremu się wybiła do pierwszej ligi Hollywood. Film mocno kojarzy sie między słowami, i tu i tu główny bohater to aktor (z tym że trochę na innym etapie kariery) I tu i tu mamy w jego świecie depresji kobiecy promyk który daje mu trochę normalnej radości pośród samotności wielkiego miasta (tam Tokio tu cały świat filmowy). Sceny z Włoch żywcem niemal czerpią ze scen krecenia reklamówek w Japonii, gdzie bohater musi wejść w pewne ramy w jakich go widzą inni. Tylko że w Somewhere nie ma tej magii ani tak wyrazistych głównych bohaterów i jest dopiero drugim filmem mówiącym o tym samym przez co słabszym. Kręcony w podobny sposób z długimi ujęciami (mnie trochę męczyły). Daje 4/10 i stwierdzam że Sofia chyba nie ma juz nic ciekawego do zaoferowania.
Zgadzam się z przedmówcą i dodam jeszcze, że film pewnie byłby ciekawszy (a na pewno momentami zabawniejszy) gdyby nie Stephen Dorff, który po prostu nie ma w sobie tej ironii jaką posiadał Bill Murray w "Między Słowami".