Mistrzostwo niedopowiedzianych emocji, pokazanie a nie przegadanie psychiki ludzkiej.
Jednak Copola tak bardzo chciała nam pokazać nudny i pusty świat bohatera, że aż za
nadto jej się udało przelać to na widza...z ciężkim sercem, ale ze zrozumieniem dotrwałam
do końca...kino dla koneserów. Niestety poszła w inną stronę niż się osobiście
spodziewałam...
Jaki to dramat, jaka to komedia? Nie jest przegadany - ok/. Ale z drugiej strony film nie wzbudza żadnych emocji. Jedyne dzięki czemu przebrnąłem przez to miałkie dzieło i co pozwoliło odwiesić uwagę systemu operacyjnego mojego umysłu było czarne Ferrari Modena F360 (nie jestem fanem motoryzacji - V12 swoim rykiem budzi nie tylko bohatera ale i widza).
Bardzo podobne odczucia. Choc ogladalem bez znudzenia, a nawet z coraz wiekszym zainteresowaniem w miare rozwoju... akcji, ze sie tak wyraze. :) Film na pewno nietuzinkowy. Pierwsza reakcja po wyjsciu z kina: za duzo przestojow i nudy, nawet jak na film o nudzie. Pozniej juz bylo lepiej. Niektorzy porównuja go do "Miedzy slowami", ale porownanie nie jest do konca trafne. Ten ostatni jest glownie o czyms co Francuzi celnie nazywaja "mal de vivre" (po polsku cos w rodzaju melancholia, depresja, niechec do zycia, po ang. spleen, ale nic dobrze nie oddaje sensu franc. wyrazenia). Natomiast w "Somewhere..." przewaza zblazowanie, nuda i przemiana, a w kazdym razie poczatek uswiadomienia ku lepszemu pod wplywem wlasnego dziecka.