cage'a rozumiem, jest jak samuel jackson, nie czyta scenariuszy i kiedyś się obudzi grając w reklamie chrzanu mieszając w nim fiutem. voight i keitel i tak wypełniają tylko plakat nazwiskami, harris daje rade, zresztą co ma robić z jedną miną?
natomiast gra cage'a to jakaś paranoja - jego mimika sprowadza się do trzymania brwi poziomo albo ukośnie + nieodłączna marsowa mina. lol kolesie, którzy na ulicy zaczepiają laski i sprzedają im kosmetyki nUvea są bardziej przekonujący.
sam film jest tak beznadziejnie zrobiony; skoki ze sceny do sceny, pościgi, ucieczki, akcji starcza na pięć następnych części rambo i co? i nic, zero emocji, zero zainteresowania widza! a dlaczego? bo jest to wszystko tak naiwne i infantylne, że powinno być definicją tychże wyrazów w słownikach. po części jest tak z powodu nieodłącznego humoru, którym film jest 'sprytnie' podszyty. humoru na poziomie 5 letniego dziecka.
po prostu się nie da
ps bo nie chce mi się redagować
za teksty - 'kiedy prezydent przestanie być biernych wobec czarnych mniejszości' i 'indianski skarb dziedzictwem ameryki' powinno się... nie no kórwa brak słów :(
no i jeszcze historia niedociągnięta, nawet jak na luźne kino przygodowe to jednak tak się wszystko układa ładnie w całość i wszystko zawsze musi być powiązane :) Jakby kolejne części układanki nie mógł trafić szlag przez te wszystkie lata. A i okolice Mount Rushmore ma się do Olmeków jak np. Słowianie do Egipcjan (mniej więcej taka odległość w kilometrach i dorobku cywilizacyjnym). Nie no, trochę szacunku dla widza, nie gramy w Tomb Raidera ;-)