Trochę słabo, że metodą uratowania świata jest oddanie życia za swoje dziecko. To dość mało heroiczne, bardzo wiele matek by tak postąpiło, więc bohaterka nie dokonała w końcówce niczego wielkiego moim zdaniem. Dużo bardziej bohaterskie z jej strony było stawanie przed skazańcem, z którym nie jest nijak związana instynktem macierzyńskim, który wręcz powinien ją pchać z dala od linii strzału, ale scenariusz to wydarzenie trochę lekceważy, bo chłopak umiera tak czy inaczej i przechodzi do porodu w szpitalu.
Nie wiem, może można było te dwa wydarzenia bardziej ze sobą związać w prosty sposób. Na przykład, gdyby trzęsienie ziemi zamknęło drogę wyjścia z budynku i bohaterka musiała awaryjnie rodzić na miejscu i ostatnia wypowiedź konającego skazańca by uświadomiła jej, że musi oddać swoje życie za jej rodzące się dziecko.
Wydaje mi się, że jedność miejsca tych wydarzeń mocniej by wybrzmiała