z całym szacunkiem dla Marilyn ale ten film nie ma akcji... Nawet nie mogła się na nią
"napatrzeć" bo większość filmu to monologi i wybujała wyobraźnia irytującego faceta... MM
zagrała po prostu słodką idiotkę - nie mam pojęcia dlaczego właśnie akurat ta kreacja w tym
filmie jest tak popularna.
Może popularna ze względu na scenę z wentylacją w metrze?? :-)
No cóż, sama rola Marilyn w tym filmie nie była zbyt ambitna. Grała kobietę na wskroś naiwną, aż nie do uwierzenia... ale film nie był pozbawiony czaru i uroku. Sposób bycia Marylin, ta jej naiwność i nieświadomość wspaniale kontrastowała z zamiarami i fantazjami głownego bohatera. Stare filmy jak sądzę trzeba mierzyć nieco inną miarą, niż dzisiejsze. W filmie jest: zero wulgarności, brak scen łóżkowych, brak agresji, ciekawe dialogi i monologi, zatem wszystko to, co w dzisiejszych czasach kiepsko się sprzedaje....ale za to mnie bardzo interesuje 7/10
tylko ta scena była taka króciutka - wydaje mi się, że raczej sesja zdjęciowa rozdmuchała ten film. Być może ja już go po prostu nie rozumiem, bo jestem przyzwyczajona do zupełnie innego kina. Urok MM w pełni doceniam - tylko ze względu na nią doglądnęłam film do końca, brak wulgarności i agresji także traktuję jako zaletę. Ale właśnie tych monologów to nie mogłam ścierpieć...
Cóż w tym złego że "nie ma akcji"? Monologi są niezłe, sytuacje zabawne, a przy odrobinie wczucia (zaangażowania w film) można się zwijać ze śmiechu. Kolejne fantazje bohatera wg są jak najlepszą osią napędową dla rozwoju przezabawnych scen... Dokładnie wszystko co wymieniłaś uważam za zaletę tego filmu.
No widzisz, a mi się to właśnie nie podobało :P ale o gustach podobno się nie dyskutuje. Przyznam, że się trochę wynudziłam, może po prostu nie łapię takiego poczucia humoru, a może za bardzo nakręciłam się na ten film i miałam zbyt duże oczekiwania. Wolę "Pół żartem, pół serio" i "Mężczyźni wolą blondynki". Pzdr :)
odświeżam sobie pamięć filmami Wildera... ;) Zobaczymy jak dla kontrastu wypadną te produkcje. Tak czy inaczej Słomiany jest, oczywiście wg mnie, świetny :)
Na mój gust "Mężczyźni wola blondynki" jest nudne, a "Słomianego wdowca" oglądam sobie od czasu do czasu dla pośmiania się. Monologi tego "kaprawego" faceta (męska super brzydota) są ekstra! Pozdrawiam!
Zgadzam się w zupełności a jestem ogólnie fanką starych komedii, też mnie męczyły te monologi, strasznie monotematyczne i (jak dla mnie) mało śmieszne, wg mnie ten film słabo się zestarzał (w przeciwieństwie do innych filmów Wildera!).
Nikt nie je odchodów, psiej spermy, nie oddaje publicznie moczu, kału, nie zwraca, nie puszcza gazów, nie onanizuje się, a jakimś cudem jest śmiesznie, prawda? :-)
Scenariusz jest napisany na podstawie sztuki teatralnej, a tam akcja tak właśnie wygląda: monologi - dialogi, monologi - dialogi, monologi - dialogi... obejrzyj sobie inny, współczesny film na podstawie sztuki teatralnej - "Rzeź" Polańskiego. Tam to dopiero są dialogi... dialogi... dialogi. Do teatru trzeba dorosnąć.
Proszę nie mówić nic o dorastaniu i nie ubliżać tym komentarzem innym użytkownikom filmwebu i widzom tego filmu, ponieważ jak najbardziej można cenić sobie teatr oraz filmy ze sporą ilością dialogów, a wciąż nie przepadać za konkretnie tym filmem, ponieważ jest on, niestety, słabszy od niektórych (dużo lepszych) filmów Billy'ego Wildera, chociażby "Świadka Oskarżenia" czy "Pół żartem, pół serio".
Ale ja nie twierdzę, że jeżeli nie podobał się komus film, to z automatu jest niedojrzały. W powyższej wypowiedzi starałam się wytłumaczyć, dlaczego film jest przegadany.
Moim zdaniem tutaj MM zagrała kobietę, która doskonale wiedziała co robi, a tylko udawała słodką idiotkę, uwodząc tego gościa w zawoalowany, acz skuteczny sposób. Przynajmniej tak to odebrałem. Ona jest wręcz nabita seksem i zachowuje się tak, żeby było to jak najbardziej widać, a jednocześnie żeby nie wyjść na łatwą ani puszczalską - mistrzowskie zagranie.
O ile w pierwszej połowie filmu faktycznie zbyt dużo było wyobraźni głównego bohatera, o tyle w drugiej połowie ta wybujała wyobraźnia stała się, w połączeniu z czarnowidztwem, źródłem humoru. Im bliżej było końca filmu, tym więcej było śmiechu. Postacie drugoplanowe też się wybornie oglądało - od dozorcy po prawnika mającego dowieźć wiosło synkowi. :)
Zauważyliście, że film podoba się facetom, a kobietom raczej nie?
Na tym polegał urok Marilyn Monroe :) W tym filmie też zaczarowała męską widownię i mężczyźni patrzą na ten film inaczej niż kobiety.
Facet ogląda i podświadomość mu mówi: nie jestem idealny, ale może i ja spodobam się pięknej kobiecie - czyli spełnienie marzeń.
A kobieta ogląda i podświadomie widzi idiotkę okręcająca wokół palca jej faceta - czyli zagrożenie dla stabilności związku, koszmar każdej kobiety.