widać wyrażnie, że ideą było powrócić klimatem do czasów "Porachunków" i "Przekrętu", ale udało się tylko połowicznie. Akcja stara się pędzić bardzo szybko, tyle, że zdarzają się niebezpieczne dłużyzny(jak na tego typu film). Co mnie najbardziej martwi to fakt, iż skończyły się Ritchiemu pomysły na bohaterów drugo- i trzecioplanowych(co było siłą poprzednich jego filmów). Nieudanym pomysłem było chyba także uczynienie jedną z głównych postaci, kobietę. Jakkolwiek bardzo lubię Newton to psuje ona nieco klimat. Jak już tak narzekam to muszę wspomnieć jeszcze o samej intrydze, która tu wydaje się nie być, aż tak poplątana i zakręcona jak drzewiej bywało.
Cóż może i forma nnie ta, ale to wciąż Guy Ritchie i pomimo pewnych wad, "RocknRolla" to niezła rozrywka.