PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=839879}

Rebeka

Rebecca
6,0 27 239
ocen
6,0 10 1 27239
4,0 13
ocen krytyków
Rebeka
powrót do forum filmu Rebeka

Jaki ten film jest szkodliwy!!!! Netflix serio?!?!


Na wstępnie – nie widziałam poprzednich wersji, nie czytałam książki. Oceniam wyłącznie to, co ukało mi to konretne dzieło. Nie jest po filmoznastwie, ani szkole filmowej, to moja prywatna opinia i będę wdzięczna za – jeśli się pojawią – kulturalne odpowiedzi. Dziękuję.

Po 1. Romantyzowanie morderstwa.


Była żona głównego bohatera – Rebecca – jak wynika – WYŁĄCZNIE z jego opowieści, mimmo iż uwielbiana przez wszystkich, wg niego była okrutna. Zradzała go i z wyrachowaniem unieszczęśliwiała. Biorąc pod uwagę jak wyglądał dom w którym mieszkała (wszędzie przedmioty z jej inicjałami oraz wygląd jej pokoju, to jak wspominają ją ludzie ) miała narcystyczne zaburzenie osobości albo coś podobnego. Tylko, że HALO!!! to, ktoś 1. Cię unieszczęśliwia 2. myślisz że Cię zdradza 3. boisz się reakcji społeczeństwa 4. ten ktoś Cię prowokuje – w żaden sposó nie rozgrzesza morderstwa tego człowieka !!! Tak wiem co to zbrodnia w afekcie, ale romantyzowanie tego i robienie z Maxa ofiary Rebecii to jakaś psychoza.


Po 2. Max.

Sorry, ale typ zaplanował morderstwo i zatuszowanie go. Czuje się z tego powodu winny więc z na każdym możliwym polu rani kobietę z kórą się związał – wrzeszczy na nią, oskarża o zdradę, ośmiesza na balu, ignoruje, traktuje protekcjonalnie, olewa – mimo iż dziewczyna w oczywisty i widoczny sposó cierpi – co na koniec jest komentowane "ojej bo myślałem, że cię stracę".. tak, romzantyzujmy przemocowe związki.


Po 3. Pani de Winter aka. Lily James (czy bohaterka miala jakies imię?)

Na początku, niczym kopciuszek jest ofiarą złej macochy/damy której towarzyszy. Później wjeżdza książe, ratuje ją i czyni z niej księżniczkę. Pózniej -ignoruje, tudziez poniza ją na kazdym kroku – bo "jego ból jest wazniejszy niz jej (xdxd). Mimo to, do samego konca, kocha go, walczy o niego, wybacza morderstwo, broni w sądzie, wyrusza na kradziez dokumentów by go obronic.... Tak... romantyzujmy rolę psychicznej ofiary. Bardzo współczuje głównej bohaterce takiego zakonczenia jej histori....


Po 4. Pani Danvers

Akurat jedyna spójna postać w całym filmie. Przerysowana – ale przynajmniej spójna psychologicznie.

Podsumowując: biorąc pod uwagę, że film jest oznaczony plus 13 lat.... wstydź się Netflix.

dudusia2208

Nie da się ukryć że do dzisiejszych czasów nie pasuje. Co moralnej oceny działań bohatera miałam te same uczucia i po lekturze, i po filmie z 1940. Tym niemniej, oboje ponieśli konsekwencje - on stracił posiadłość, ona niewinność. Poza tym zdrady Rebeccy potwierdzone w filmie były i przez kuzyna, i przez gospodynię. Oczywiście nie zmienia to faktu że morderstwo jest morderstwem.
Ten film nie wnosi nic, ale jest kolorowy, nieźle zagrany i wiele osób chętnie obejrzy. No i nie przesadzajmy - film nie musi prezentować wartości i idei. Może być zwykłą rozrywką, albo nawiązywać do historycznych wartości. Przecież takich kobiet jak młoda przed ślubem już nie ma, choć zapewne z rzadka zdarzają się marzycielki czekające na księcia.

menysek

"Ten film nie wnosi nic, ale jest kolorowy, nieźle zagrany i wiele osób chętnie obejrzy. No i nie przesadzajmy - film nie musi prezentować wartości i idei. Może być zwykłą rozrywką, albo nawiązywać do historycznych wartości." - zgadzam się w 100% - NIEMNIEJ - ten film bardzo wyraźnie stawia tezę na koniec - dla miłości warto skoczyć w ogień, miłość wygrała, TA KONRETNA MIŁOŚĆ wygrała nad tym konretnym morderstwem. I to też jest sztuka... jeśli film oznaczamy 18 plus... no c'mon....

dudusia2208

Zdecydowanie zbyt poważnie traktujesz tą szmirowatą kolorowankę. Naprawdę ta teza to nie teza, tylko wniosek, raczej pusty z resztą, bo musimy uwierzyć na słowo. Po drugie, żeby coś było sztuką, musi miec znamiona sztuki, a nie tylko ją udawać. Ale nawet jeśli potraktować to na serio, naprawdę nie widzę żadnych przeciwskazań dla młodszych - film co najwyżej może stanowić kanwę do dyskusji nad miłością, jej aspektami i konsekwencjami. Zakończenie w żaden sposób nie jest afirmacją, tak czy inaczej. Nie wiem ile masz lat, ale ewidentnie film Cię poruszył - to chyba dobrze, bo poruszyć może jeszcze tylko bardzo młodych ludzi choć zdecydowanie preferowałabym dla nich (Was?) lekturę książki lub poprzednią ekranizację, bo ta naprawdę jest słaba. Z perspektywy myślę, że oceniłam ją zbyt wysoko.

dudusia2208

Pani De Winter nie miała imienia w książce, jeśli dobrze pamiętam. W ekranizacji serialowej, którą widziałam ponad 10 lat temu w telewizji, nadano jej imię Jennifer.

ocenił(a) film na 7
niunia123_filmweb

Tak, nie miała imienia w książce, to można też odczytać jako celowy zabieg.

dudusia2208

Myślę, że niepotrzebnie szukasz w książkach i filmach morałów. To takie trochę szkolne. Nie każda historia została napisana w celu uczenia postaw i wpajania wartości. Polecam książki Lehane'a i nakręcone na ich podstawie filmy, np. "Rzeka tajemnic" albo "Gdzie jesteś, Amando" - stawiają pytania, ważne pytania, ale nie dają odpowiedzi. Pozostawiają czytelnika/widza z moralnym dylematem. Odbierając utwór jako wartościujący wiele z niego tracimy. Oczekujemy, że przedstawi jakąś wizję świata, a tymczasem najwybitniejsze są te utwory, które po prostu pokazują jakąś perspektywę, często odmienną od naszej. Odczytywanie utworu przez pryzmat "lubię/nie lubię bohatera", "zachował się źle/dobrze", "identyfikuję się/nie identyfikuję się z nim" warto porzucić tuż po skończeniu szkoły, do niczego więcej takie podejście się nie przyda :)

scady

Zgadzam się z Tobą :) tylko tak jak wspomniałam na samym początku - chcę dyskutować o tym konkretnym filmie, który zobaczyłam, a nie dziełach, które stały za nim i których nie znam (i nie muszę, by dyskutować o filmie). I moim problemem jest to, że ten film nie podejmuje ze mną żadnej moralnej debaty. On nie pozostawia otwartych pytań , niedomówień (może książka lub poprzednie wersje zupełnie inaczej opowiadają tą samą historię). Choć sama opowieść jest ciekawa i zaskakując, narracja jest bardzo prostai stawia bardzo proste i wyraźne tezy Tu nie ma polemiki z widzem, nie ma niejasności, bo to jest bardzo proste i rozrywkowe a nie podejmujące dyskusje dzieło To jest mój problem. Nie napisałabym o "Lolicie" , że jest szkodlwia, bo to film psychologiczny, wielowymiarowy, przedstawiające bohaterów we wszystkich ich odcieninach. Natomiast tutaj mamy prosty film, który trafi do bardzo szerokiej publiczności (nr 1 na netflix) a który przedstawia tej publiczności bardzo proste i szkodliwe tezy. To jest mój problem, a nie "szkolna" interpretacja sztuka. Od kina rozrywkowego oczekuje innych rzeczy niż kina ambitnego...

ocenił(a) film na 6
dudusia2208

zgadzam sie ze wszystkim co napisalas, trafnie ujelas rowniez moje przemyslenia. nie chodzi tu o to, ze musimy lubic glownego bohatera, tylko o probe przedstawienia nam toksycznej relacji w sposob jakby byla ona wlasciwa i "fajna", to mi sie nie podoba. ostatnia scena gdzie romantycznie spedzaja urlop pelen namietnosci podrozujac i z zerowa refleksja na temat wydarzen, ktore mialy miejsce, w tym morderstwa i jakby sugerowanie widzowi, ze to dobrze, ze im sie "udalo" wyjsc z calej sprawy obronna reka.

ocenił(a) film na 2
dudusia2208

Pełna zgoda! Bardzo mnie zniesmaczyło stawianie w świetle reflektorów bohaterki o osobowości zależnej, z zaburzeniem poczucia własnej wartości, i patologicznego, przemocowego związku. W ogóle nie kibicowałam głównym bohaterom, i na ich tle to raczej gospodyni i Rebeka były tymi "dobrymi".
Rozumiem, że pierwowzór literacki, że inne czasy itd., ale mimo to aktorsko można tu było wygrać zupełnie inny, zdrowszy przekaz.

dudusia2208

Film jest wierną ekranizacją powieści, twórcy nie zmienili więc charakteru związku głównych bohaterów. Jednak nie zmienia to faktu, że film jest nudny, kiczowaty, nie trzyma w napięciu ,a jedyną barwną , choć przerysowaną postacią jest p. Danvers. Trochę mi przypomina ramotkę "Trędowata"( a już scena na balu jest jak skopiowana z filmu Hoffmana).

dudusia2208

Nie nazwalabym filmu szkodliwym w zadnym wypadku. Co bardziej dojrzaly widz dostrzeze po prostu pewne schematy, ktore w jakims stopniu zawsze byly i beda. Postac Maxima od pierwszych scen bije po oczach jako typ faceta, ktory potrzebuje slabej kobiety, by sam mogl czuc sie mocny. Glowna bohaterka z kolei nie do konca jest ofiara, miala duze przejawy oportunizmu i finalnie ulozyla sobie zycie dokladnie tak, jak chciala. Najwieksza ofiara w filmie jest pani Danvers-sama sobie zycie zmarnowala, byle tylko inni dostali to, na co zasluguja w jej mnienamniu,

dudusia2208

Ten film to jedno wielkie łajno dla debili. Tak sprofanować Rebekę aktorstwem, scenariuszem i reżyserią. Hańba.

ocenił(a) film na 4
dudusia2208

Mam dokładnie takie samo zdanie. Facet morduje żonę, a my mamy mu kibicować żeby uniknął sprawiedliwości i bić brawo jego nowej "miłości"?
Nawet jeśli Rebeka rzeczywiście go zdradzała, była podła i okrutna (chociaż dziwnym trafem wszyscy inni ją uwielbiali i twierdzili, że Maxim kocha ją do szaleństwa) to mógł się z nią po prostu rozwieść. Zamiast tego zamordował ją i upozorował samobójstwo, żeby "nie splamić honoru rodziny"? Co to ma, być zabójstwo honorowe w islamie? Facet był obrzydliwy, a fakt że film pokazuje go jako pozytywnego bohatera jest chory. Na dokładkę mamy jego naiwną żonę (którą, od przyjazdu do posiadłości, mąż traktuje bardzo słabo, chwilami wręcz okrutnie), która dowiedziawszy się prawdy, robi wszystko żeby sfałszować dowody i go uratować. Czyli - facet zabił jej poprzedniczkę, bo go zdradzała, ale ona to się w sumie cieszy i nadal chce z nim być. Na koniec dostajemy pseudo happy end w imię "miłości" (sic!), mimo że nie żyje Rebeka, Danvers, a posiadłość spłonęła. No faktycznie happy end jak nic.
Abstrahując od moralnej oceny, to film jest po prostu słaby. Jeszcze pierwsza połowa ujdzie, ale odkąd zagadka się rozwiązuje, całe napięcie siada i mamy równię pochyłą. Scena, w której Maxim przyznaje się żonie jest po prostu żałosna - nic jej nie mówi całe miesiące, po czym nagle, ni z gruchy ni z pietruchy, bez żadnego powodu ani uzasadnienia, wyznaje prawdę.
Aktorstwo też nie powala - Lilly James może i pasuje do roli, ale cały czas gra na jednej minie i po pół godzinie już miałam dosyć tego samego wyrazu twarzy cokolwiek by się działo. Hammer to po prostu drewno z ładnym głosem i jedynie K. Scott-Thomas błyszczy na ich tle i wydaje się doklejona z innego, lepszego filmu.
Gdyby nie pierwsza połowa i jej rola, to byłoby 1/10

ocenił(a) film na 5
dudusia2208

Przeczytaj książkę, to pomoże zrozumieć ci treść.

Juna_2

Co ty jesteś niedorozwinięta.? Nie chodzi o zrozumienie treści a o ocenę filmu, jego aktorstwo i scenariusz...Czytaj ze zrozumieniem. Skup się! to nie Harlekin a opinia...

ocenił(a) film na 5
ktosik63

Po pierwsze nie znając książki, inaczej ocenia się treść filmu, a po drugie dlaczego jesteś chamski dzbanie?

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) film na 5
ktosik63

Nie interesuje mnie zdanie trolla internetowego, który nie ma pojęcia kim jestem. Opinie takich typów, jak ty, bawią mnie serdecznie.

ocenił(a) film na 4
Juna_2

Akurat teksty w stylu: przeczytaj książkę, nie tylko są jednymi z głupszych, ale też uniemożliwiają jakąkolwiek dyskusję czy wymianę opinii. Formułują je ludzie, którzy nie mają nic sensownego do powiedzenia. Multum filmów jest nakręconych na podstawie książek i nie da się przeczytać wszystkich. Książka to książka, a film jest osobnym dziełem i jako takie można (i trzeba) je oceniać. A jeszcze dodanie do tego tekstu, że inaczej się nie zrozumie filmu świadczy tylko o autorze tej opinii. Jeśli film jest kiepski to jest to wina jego twórców, a nie tego, że widz nie przeczytał książki :/ Książkę można przeczytać, ale nie jest to obowiązkowe a teksty w stylu: nie znając książki, inaczej ocenia się treść filmu, są po prostu idiotyczne. Jakoś też nie zauważyłam, żeby widzowie filmów biegali po forach i przezywali: obejrzyj film! obejrzyj film! a to właśnie robią ludzie, którzy czytali książkę.
Film jest kiepski, słabo zrealizowany i ma idiotyczną fabułę - i to jest fakt, bez względu na to jaka jest książka.

ocenił(a) film na 5
Soowka_Ninja

Dla mnie idiotyczna jest twoja napaść na mnie. Nie byłam w stosunku do ciebie niegrzeczna tylko rzuciłam luźną propozycję. Z zasady nie wdaję się w pyskówki w necie, bo nie widzę ich celu. Dla mnie książka zawsze jest punktem odniesienia do ekranizacji, zwłaszcza ta, bo pozwala zrozumieć postępowanie i motywacje bohaterów. Po lekturze stwierdzam, że Rebecca była wyjątkową suką, więc trudno się dziwić Maximowi, że nie zapanował nad emocjami. Niestety w dzisiejszych czasach takie Rebecci zdążają się nader często, zatem takie postępowanie przestało być godne potępienia. Dziś nikt ich nie morduje, tylko ewentualnie zadaje solidnego kopa w zadek i zapomina o pomyłce. Tyle.

ocenił(a) film na 4
Juna_2

To nie była napaść, tylko odpowiedź - w tym miejscu oceniamy filmy, a upieranie się że trzeba przeczytać książkę aby zrozumieć film wyklucza dalszą dyskusję. Film powinien bronić się sam, bo nie każdy przeczyta książkę.
Natomiast ten fragment:
" Po lekturze stwierdzam, że Rebecca była wyjątkową suką, więc trudno się dziwić Maximowi, że nie zapanował nad emocjami."
utwierdza mnie w przekonaniu, że nie do końca wszystko z tobą ok, bo nie dziwisz się że facet zamordował żonę i nazywasz to tym, że 'nie zapanował nad emocjami'. Dalej piszesz, że ogólnie obecnie kobiety są złe, a to że 'dziś nikt ich nie morduje" pewnie konstatujesz z żalem. Myślę, że dobrze byś się odnalazła w Arabii Saudyjskiej lub innym kraju z ortodoksyjnym islamem, gdzie kobiety wciąż są mordowane nawet za mniejsze przewienienia, a mężczyzna może bez obaw "nie panować nad emocjami'.
Niesamowite, że kobieta ma takie poglądy, minister edukacji byłby dumny.

ocenił(a) film na 5
Soowka_Ninja

Nic, ale to kompletnie nic nie zrozumiałaś z mojej wypowiedzi. I,jak zwykle, ocena bez znajomości osoby w realnym świecie. A przypisywanie mi pisiarskich poglądów...Puknij się dziecko w czoło.

Juna_2

Jednak masz coś z garem !!!

ktosik63

Ale ty jesteś durny. Konfa uderzyła do łba czy za dużo alko? Kto normalny pisze publicznie takie komentarze do obcej osoby?

Soowka_Ninja

Co jest z wami ludzie? Dziewczyna grzecznie zasugerowała ,że przeczytanie książki może pomóc zrozumieć niektóre wątki - a wy ją zaatakowaliście. Piszecie ,że jej nie obrażacie ,ale gdzie możecie to piszecie ,że jest nie do końca normalna ,albo ma problemy z czytaniem. To jest wyrażanie swojej opinii? To jest zwykły brak uprzejmości ,schowany za pozorami kultury!
Ja akurat się zgadzam ,że film sam w sobie powinien być treścią i przekazywać informacje bez konieczności czytania książki.
Dodatkowo ,prawdą jest to ,że zachowanie głównego bohatera nie ma uzasadnienia ,a zarówno książka jak i film to robią. Z tym ,że film to jednak adaptacja tego dzieła i w tym kontekście (chociaż wzbudza mój niesmak- tak jak to było podczas czytania "Rebbecki") jest po prostu jej wierny.
ALE nie zgadzam się z tym ,żeby obrażać inną ,kulturalnie przedstawioną opinie!

sunako

oj tam oj tam....Przynajmniej są emocje a nie jakieś eci peci...

Juna_2

Niestety, zmora każdej ekranizacji. Książka jest super, wszystko pięknie wyjaśnione. W książce osobiście współczułam Maximowi, że dzielił życie z Rebeką, cieszyłam się, kiedy dowiedziałam się, do czego doszło w Manderley.
Nie mniej - film mimo, że jest ekranizacją, powinien być traktowany jako osobne dzieło. A tu trudno odczuć emocje bohaterów i "wejść" w ich psychikę.

dudusia2208

A ja widzę ten film nieco inaczej po pierwsze postać the Winter to jakaś porażka , miałam wrażenie że jest upośledzona umysłowo , serio istnieją tacy ludzie?! Zupełnie nieprzystosowana do zycia miałam wrażenie że nic nie potrafi i nic nie wie. Naiwność level hard. Facet jak to facet miał być twardy skryty, nie zauważyłam żeby szczególnie się nad nią znęcał i jak napisałaś przemocowy związek to to nie jest raczej ciche trudne dni. Nie wiem jak postrzegasz związki ale w każdym zdarzają się kłótnie i krzyki bez przesady. Chcesz zobaczyć przemocowy zwiazek to polecam serial z Nicole Kidman słodkie albo małe kłamstewka.A morderstwo no cóż gdyby nie ono to by się tam nic nie działo to jest film.

ocenił(a) film na 7
dudusia2208

Przesada. Pierwszy film był z 1940, a książka jeszcze starsza. Nie da się patrzec na to ignorując realia epoki i tego ze ludzie myśleli inaczej. Poza tym wszystko jest tu spójne. Wątek morderstwa był jasno wytłumaczony - to było wymuszone samobójstwo. Rebecca umierała, więc chciała odejść w spektakularny sposób wrabiając męża-jelenia w zabójstwo. Kuzyn przyjeżdżając do posiadłości miał to nakryć na gorącym uczynku. Ale plan się posypał bo Max wrzucił zwłoki do łódki i poooszlo.

Gosposia to stara panna, ogarnięta obsesją. Poświęciła swoje życie Rebecce i po jej śmierci jej odbiło bo straciła sens życia. Poza tym pamietajmy, że to inne realia - służby, damy do towarzystwa. Dzisiaj pp śmierci żywiciela pewnie zostałaby konsultantka Avonu albo założyła bloga na Instagramie o modzie i savouir-vivre. Wtedy taka gosposia nie znalazłaby miejsca dla siebie. Ta postać jest dosyc spójna i logiczna.

Max - facet który wkopał się w nieudany zwiazek. Znowu - to są inne czasy. Dzisiaj rozwód to nic złego, ale nawet jeszcze 20 lat temu to była tragedia.

Mehoweck

Pięknie! streściłeś film..i co z tego? jak to się ma do opinii,że cały film jest po prostu do dupy gdyż jest beznadziejnie zagrany a scenariusz jest napisany dla debilów...i garkotłuków.

ocenił(a) film na 7
ktosik63

Z opinią że coś jest do dupy można zrobić tylko jedno - wsadzić ją sobie właśnie tam.

Mehoweck

nie wnikam gdzie ją sobie wsadzisz ;-)

dudusia2208

Ale to o czym napisałeś/aś to wątki wyjęte z książki.

Max zabił Rebekę, bo ta była okropnym człowiekiem, zdradzała go na lewo i prawo, nie szanowała, drwiła z niego. Poślubiła go dla pozycji społecznej. Sprowokowała go wręcz do morderstwa. Wszystko robiła celowo i z pełną świadomością. Całe ich małżeństwo, to była jej intryga, jej gra, złudzenie, które wywarła na ludziach, w jak cudownym związku żyją. Okropna intrygantka.

Po miesiącu miodowym, kiedy młodzi przyjeżdżają do posiadłości - Maxim się zmienia, jest mniej czuły wobec nowej żony. Zmienia swoje nastawienie do niej. Tak było w książce.

Główna bohaterka nie miała imienia w książce. Nigdy nie zostało wspomniane.

Więc... Tobie nie podoba się sama historia, to jak wymyśliła ją autorka powieści.

ocenił(a) film na 4
Zuza88

"Sprowokowała go wręcz do morderstwa."

Sprowokowała go do morderstwa...Borze szumiący...

Soowka_Ninja

Opieram się na tym, co jest w książce. A tak to tam zostało opisane.

ocenił(a) film na 5
Soowka_Ninja

No tak, sprowokowała. Miała raka, nie chciała umierać w bólu, powoli, tracąc swoją urodę, więc postanowiła zrobić wszystko, by Max ją zabił. W ten sposób umarła szybko i mściła się na nim zza grobu.

ocenił(a) film na 8
dudusia2208

Zgadzam się z zarzutami, ale trzeba wziąć poprawkę, że to jest remake filmu lat 40. na podstawie powieści - filmy w tamtych czasach jasno przekazywały kobietom jak mają się zachowywać względem mężów ;)

ocenił(a) film na 6
dudusia2208

Film opowiada historię dawnych czasów kiedy małżeństwo zawarte trwało póki śmierć nas nie rozłączy, Szanujące rodziny oprócz bogactwa posiadały nazwisko, które znaczyło tyle co obecnie znak firmowy. Wyobrażamy więc sobie młodego zakochanego szlachcica, który trafia na zakłamaną nimfomankę. To nie te czasy, kiedy młode damy mają nieślubne dzieci z różnych tzw wolnych związków, dawniej był to wstyd i upokorzenie dla całej rodziny, hańba. Ponadto "wszyscy "ją uwielbiali. Wiedząc, że rozwód wyjawi wszystkie brudy rodzinne, ośmieszy go. W dniu śmierci była załamana diagnozą, pozbawiona zasad, piękna, hipokrytka, której los wyznaczył karę nie do akceptacji, śmierć. Sprowokowała męża mówiąc o rzekomej ciąży z innym mężczyzną.

użytkownik usunięty
dudusia2208

Film, podobnie jak książka (której najnowsza adaptacja oddała sprawiedliwość - wypowiadałam się w kilku wątkach na ten temat, jak chcesz to znajdziesz co myślę i jak porównuję do powieści Daphne mu Maurier i wcześniejszej ekranizacji Hitchcocka - nie o tym tutaj, powiem tylko, że uwielbiam książkę a "Rebeka" 2020 to moja ulubiona ekranizacja) eksploruje ludzką psychikę w wielu aspektach. Jest dziełem uniwersalnym, choć oczywiście kontekst historyczny także ma olbrzymie znaczenie i wpływa na decyzje podejmowane przez bohaterów. Odniosę się do poszczególnych punktów w kolejności, w jakiej je rozwinęłaś.

Ad. 1)
To nie jest romantyzowanie morderstwa. Tutaj chodzi raczej o analizę przyczyn tego, co się stało. A przyczyną był przemocowy (tak - pełen przemocy psychicznej) charakter małżeństwa Maxima z Rebeką (i tak - to on był ofiarą, ale niestety, nawet w dzisiejszych czasach ludzie najczęściej wyśmiewają męża, prawie nigdy nie wierzą, nie współczują, co dopiero w sportretowanym społeczeństwie początków XXw!).

To Rebeka była cyniczną manipulantką, wyrachowaną, pełną pychy i pogardy, to ona na zimno planowała kolejne kroki. Chciała zabrać Maximowi wszystko: godność, honor, nazwisko, majątek, szacunek innych ludzi... Chciała go wykorzystać, grała z nim w okrutną grę, w której on, właśnie dlatego, że był mężczyzną, nie mógł "oddać". Nie chciał "oddać", bo miał poczucie przyzwoitości, a także odpowiedzialności przede wszystkim za niematerialne dziedzictwo przodków (tak, nawet w kontekście późniejszych wypadków nic nie zmienia tej mojej oceny). I znosił upokorzenia cierpliwie, w milczeniu.

W tamtych czasach reputacja była niezmiernie ważna (nadal przecież jest!), a Rebeka zadbała o to, by nikt nie miał okazji by zobaczyć, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami i misternie zbudowaną fasadą idealnej pani na Manderley. Rozwód nie wchodził w grę, byłby - w tamtych czasach - niemałym skandalem, hańbą, a także być może okazją dla Rebeki do kolejnych manipulacji i oszczerstw (kto uwierzyłby Maximowi?)- a więc całkowitej ruiny Maxima. Więc on, podlegając coraz większym napięciom, znosił narzuconą mu rolę. Był na skraju, ale przecież zdeterminowany, by przełknąć to wszystko....Do czasu.

Morderstwo nie było zaplanowane z zimną krwią. To był afekt. Maxim był wyczerpany ciągłym przeciąganiem liny, udawaniem, kolejnymi rozczarowaniami i całym tym znoszonym w milczeniu cierpieniem, ale było tam cos więcej - przerażająca, samolubna gra, w którą po raz ostatni zagrała z nim Rebeka.

Zagrała mu boleśnie na uczuciach, użyła emocjonalnego szantażu i sprowokowała. Gniew wylał w nim szybko, zadziałał dokładnie tak, jak wielu zrobiłoby pod wpływem emocji, bólu i na skraju załamania. Nie myślał racjonalnie. Pociągnął za spust. Zrobił dokładnie to, czego oczekiwała od niego Rebeka. Tym jednym, tym, że zaplanowała własną śmierć (odmawiając, by choroba, by los ją ubiegły) a potem metodycznie do niej doprowadziła zniszczyła swojego męża w każdym możliwym aspekcie. Zacieranie śladów i upozorowanie wypadku na morzu były desperacką próbą samoobrony. Zwyczajny ludzki odruch. Dokonany z pełną świadomością, ale jednak jakoś zrozumiały.

I masz rację to była śmierć, która nie powinna mieć miejsca. Ale tak naprawdę to była okropna sytuacja, trochę, jak w greckiej tragedii, gdzie każdy krok prowadzi do swego rodzaju klęski... Dylemat pozostaje i z nami, jako widzami, czy czytelnikami ma pozostać, świdrować nasze wnętrze: czy umiemy współczuć, czy mamy prawo potępić, albo usprawiedliwić? Czy jest tu wyjście, które uznalibyśmy za słuszne? I czy możemy winić nową panią de Winter za sposób, w jaki podeszła do sprawy? Jak postąpilibyśmy na jej miejscu? Film nie daje gotowych odpowiedzi, ale zostawia nas z tymi wielkimi pytaniami i zaprasza do refleksji. Nie romantyzuje zbrodni. Pokazuje ją nieczarno-białą.

Jeśli o mnie chodzi - rozumiem Maxima, skrajną, graniczną sytuację, w której się znalazł tamtego feralnego wieczoru. Był ofiarą przemocy, był ofiarą manipulacji, ponadto działał w afekcie i... tak, potępiam jego czyn, ale z drugiej strony czuję też olbrzymi żal, smutek i współczucie. On zapłacił za wymuszone morderstwo wielką cenę. Ceną jest przygniatające poczucie winy, poczucie porażki, niepokój i wszystkie inne demony, które będą go trawić już zawsze. One, jak Rebeka i jej długi cień, będa zawsze mu towarzyszyć, zatrują pewnie niejedną chwilę. W tym sensie, jak w greckiej tragedii, Rebeka jest jego Fatum. W każdej możliwej odsłonie ostatecznie pamięć o niej musi przesłonić rzeczywistość, teraźniejszość.

Wybaczenie, zrozumienie, współczucie i miłość nowej pani de Winter mogą mu pomóc zmagać się z traumą. Traumą przemocowego związku, traumą samobójczej gry, w której stał się pionkiem, traumą krwi na rękach. Ale jest w tej opowieści miejsce na odkupienie, na uleczenie... Ja wolę zobaczyć na końcu nadzieję. W filmie, jak i w książce, wzrok Maxima, wzrok jego nowej żony, ich rozmowy i codzienność po wyjeździe ze zgliszcz Manderley są naznaczone tą mieszanką smutku i szczęścia.

Ad. 2)
Postać Maxima nie jest tak jednowymiarowa, jak ją szkicujesz. Ból, cierpienie, zmagania wewnętrzne pojawiają się w nim, gdy wraca do Manderley, bo to miejsce, choć ukochane, gniazdo rodzinne i duma właściciela, jest też miejscem doznanych krzywd, traumy i sceną morderstwa. Dystans, jaki się wytwarza pomiędzy Maxem a jego nową żoną spowodowany jest tajemnicą, która ich rozdziela, Rebeką, którą wciąż na nowo przywołuje pani Danvers. Widać, że Maxim stara się zwalczyć swoje demony, zbliżyć do żony, ale nie potrafi. Dopiero trudna, bolesna szczerość kruszy mur. I to nie jest gloryfikacja związku przemocowego. Znowu, jeśli ktoś tak by to zinterpretował, toraczej nie jest to apoteoza, lecz gorzka refleksja. Jednak, ja tego tak nie widzę... Czy każdy związek, każde małżeństwo przechodzące okres nieszczęścia, smutku, czy wręcz kłótni to z definicji patologia i przemocowy dom? Oczywiście, że nie. Maxim zachowuje się w sposób nieraz nie do przyjęcia, zraniony - sam boleśnie rani. Tak nie powinno być, ale zastanowiwszy się, każdy z nas zajrzawszy we własną duszę odnajdzie takie chwile, okropne miejsca, wspomnienia sytuacji, w których zadawał ból najbliższym, nieraz nieumyślnie, kryjąc siebie i swoje własne troski,

Takie właśnie są relacje międzyludzkie. Niejednoznaczne. Tutaj, a także w książce pokazano to bardzo dobrze. Akcent jest położony na smutek Maxima i próby jego młodej żony, aby zrozumieć. Tak, ona też cierpi i on to widzi. Próbuje jej pomóc, a jednak jest jakby sparaliżowany. i bezradny, ostatecznie to ona odnajduje w sobie więcej siły.. Wybuch zazdrości o Favella a potem gniewu o kostium na bal nie są wyrafinowaną, zaplanowaną, manipulacją, grą w stulu Rebeki. To po prostu odpryski, straszne odpryski przeszłości, z którą Max nie umie sobie poradzić. Ale od tego jest małżeństwo, od cierpliwego, powolnego otwierania się na siebie i pomagania sobie nawzajem. I w tym, w tym triumfie miłości, nawet jeśli wiemy, że oboje nigdy nie będą w pełni szczęśliwi tą niewinną radością, kryje się właściwe przesłanie filmu i powieści.

Żadne z tych dzieł nie romantyzuje przemocy, przeciwnie - pokazuje dramatyczne jej skutki.

Ad. 3
Pani de Winter. Nie poznajemy jej imienia ani w powieści, ani w filmie. to oczywisty kontrast z Rebeką, która zawładnęła świadomością wszystkich i zdominowała życie Maxima, pani Danvers i innych... Historia jest opowiedziana z punktu widzenia nowej pani de Winter, więc możemy pokusić się o twierdzenie, że jej imię nie pada i z tego powodu. Rebeka (a także pani Danvers!) doprowadza bohaterkę na skraj załamania, niemal do zatracenia własnej osobowości i ten brak imienia jest tutaj znakomitą metaforą obsesji, w jaką stopniowo popada druga żona Maxima.

Ja widzę jej drogę inaczej. Od naiwnej, poddającej się prądowi życia i decyzjom innych (pani van Hopper!) dziewczyny, do dojrzałej kobiety dokonującej własnych wyborów, zyskującej świadomość i wpływ na bieg zdarzeń. Ona nie jest ofiarą! Zyskuje siłę i podmiotowość - i to właśnie w momencie, w którym poznaje prawdę. Szczerość wyzwala ich oboje, każde z nich na własny sposób.

Ad.4
Pani Danvers. Studium szaleństwa, metafora, ucieleśnienie tek wielu mrocznych rzeczy. W gruncie rzeczy jej postać prowokuje do stawiania sobie wielu pytań. Pytań o granice lojalności, o miłość, o żal i żałobę po stracie kogoś bliskiego. Pytań o umiejętność radzenia sobie ze śmiercią... Ale jest to też postać bardziej złożona. Na końcu także i ona dowiaduje się, że została oszukana przez Rebekę. Nie znała prawdy o tej, której poświęciła wszystko i to właśnie odkrycie drugiej twarzy Rebeki, nie małżeństwo Maxima i obca kobieta uzurpująca sobie prawo do nazwiska i domu, jest ostatecznie powodem do zemsty i spalenia dworu. To jest finalny cios. Ale trzeba też zauważyć, że pani Danvers było wygodnie z nieszczęśliwym Maximem, z Maximem nieobecnym, załamanym, nie wtrącającym się. Manderley bez nowej ani domu było jakąś nową "własnością" dla zachłannej emocjonalnie gospodyni...

Hej, chcę tylko napisać, że bardzo dziękuję Ci z ten komentarz, pełen wrażliwości i bardzo dojrzały i że przekonały mnie Twoje argumenty. Może nawet nie tyle- przekonały - co pozwoliły spojrzeć na historię z zupełnie innej perspektywy, dzięki czemu wydaje mi się o wiele mniej płaska i dużo mniej bolesna. Myślę, że może nawet sięgnę po książkę, by w pełni zrozumieć obraz tego, co m.in. przedstawiłeś / przedstawiłaś w komentarzu. Dzięki za bardzo fajną odpowiedź :)

użytkownik usunięty
dudusia2208

Dziękuję za miłą odpowiedź. Cieszę się, że to, co napisałam pomogło Ci zobaczyć nowe perspektywy. Sama bardzo lubię te szerokie możliwości interpretacyjne, które daje kino. To, że można na film spojrzeć od tak wielu stron świadczy tylko o pięknie kinematografii i w jakiś sposób pokazuje wartość tego samego konkretnego obrazu :) Pozdrawiam!

Wiem, że to komentarz sprzed dwóch lat, ale ja natrafiłam na niego przypadkiem dopiero dzisiaj. Dawno nie czytałam tak wspaniałego tekstu napisanego przez użytkownika Filmwebu. Niezmiernie spodobała mi się Twoja analiza książki i filmu, naprawdę jestem pod wrażeniem tego, z jaką dojrzałością i wrażliwością opisałaś poruszane w nich trudne tematy.

Ja wprawdzie książki nie czytałam, oglądałam jedynie ekranizację "Rebeki" z 1940 r., która mnie akurat całkowicie zachwyciła (z komentarzy już zdążyłam się zorientować, że Tobie jako miłośniczce powieści nie bardzo się podobała), ale po przeczytaniu Twojego wpisu mam ochotę sięgnąć również po książkę. Myślę, że spróbuję obejrzeć też tę adaptację, żeby porównać obie wersje (z 1940 i z 2020).

Na koniec chcę Ci podziękować za taki świetny komentarz, naprawdę z ogromną przyjemnością go przeczytałam. :) Serdecznie pozdrawiam

użytkownik usunięty
SmileAlways

Dziękuję. Bardzo mi miło przeczytać taki komentarz :) Pozdrawiam serdecznie!

użytkownik usunięty
dudusia2208

P.S. Niepotrzebnie chyba oczekujesz od filmu wyraźnego morału, żądasz by twórcy wyraźnie potępili jedną rzecz, a gloryfikowali inne. Ale to nie jest bajka Krasickiego! Sednem sztuki filmowej, literatury, czy w ogóle jakiejkolwiek innej gałęzi działalności artystycznej jest właśnie otwieranie odbiorców na nowe perspektywy, zaskakiwanie innym postrzeganiem, niejednoznaczności pozwalająca na różne interpretacje.

To, Ty, jako czytelnik, czy widz masz zostać sprowokowana do zadania sobie pytań i poszukania własnych odpowiedzi. To jest sedno sztuki i rozmowy artystów z odbiorcą. Czasem udaje się to lepiej, innym razem gorzej, ale moim zdaniem to jest ten ideał, ku któremu powinna zmierzać literatura i kino.

Nie powinniśmy, nie mamy prawa oczekiwać od twórców, że będą dostarczać nam łatwych i przewidywalnych, czarno na białym wyłożonych ocen. Ba, nie możemy pętać rąk konwencjami, ale właśnie raczej nastawiać się na poszerzanie horyzontów, eksplorowanie tematów z różnych stron. Ich rolą nie jest wszach podetkanie nam pod nos gotowych odpowiedzi i zmuszanie do przyjęcia ich postaw i przekonań za swoje (takie dzieła zresztą najmarniej się starzeją, szybko tracą aktualność i zresztą irytują ustawiając odbiorcę w roli pouczanego dziecka), ale po prostu opowiedzenie jakiejś historii, która, jeśli będzie udana zostanie w odbiorcy na dłużej i sprowokuje do myślenia. Może najcenniejsze jest to wtedy, gdy zostajemy skonfrontowani z takim obrazem świata przedstawionego, który nie zgadza się z naszym światopoglądem, lub w jakiś inny sposób "uwiera".

"Rebeka" Cię poruszyła, a więc sprowokowała do stawiania pytań. I dobrze! (p.s. polecam książkę, niesamowita jest!) Ale myślę, że niepotrzebnie się oburzasz. To, co mówisz o wstydzie Netfliksa i potrzebie dawania dobrych wzorców, gdyby zostało wzięte na serio i pociągnięte do ekstremum łatwo mogłoby się zamienić w cenzurę...

Owszem sztuka nie powinna gloryfikować zła (w poście powyżej pokazuję dlaczego nie zgadzam się z Twoimi interpretacjami przesłania "Rebeki"), ale nie powinna być także miałka. Powinna zachęcać do refleksji. Właśnie dobre kino, dobra książka ma rzucać w ten czy inny sposób wyzwanie schematom.

W takich momentach, w takich dyskusjach przypomina mi się "Call Me by Your Name" Guadanino. To oczywiście zupełnie inna filmowa liga, według mnie absolute arcydzieło, ale właśnie dlatego dobrze pokazuje tę rolę sztuki, o której mowa. Na londyńskiej konferencji prasowej Armie Hammer został spytany o tweetową burzę z Jamesem Woodsem i o to, jak postrzega rolę "Call Me by Your Name" w dyskusji na temat podwójnych standardów i społecznych uprzedzeń. Zacytuję więc na koniec słowa Hammera z tej właśnie konferencji, w oryginale: "I think that's one of really powerful things about art and it's a beautiful thing that can be an outcome when something goes so right... You have an amazing artist sort of helming something... You get reactions from people and that's exactly what you want from art. I think if this movie can challenge a perspective or what someone things or allow someone to think from someone else's shoes... I think that's an amazing testament to what Luca was able to do." (Tak, wynotowałam to sobie ;P i gdzieś tam w pliku siedzi, bo to bardzo mocno mnie poruszyło)

Myślę, że tak jest z każdym dobrym dziełem sztuki: ma odbiorcę poruszyć, zmusić do myślenia, powątpiewania i wreszcie sprawić, by sam doszedł do własnych, unikalnych wniosków. Trochę tak, jak Sokrates robił z całym sobie współczesnym społeczeństwem Aten, a w konsekwencji z całą naszą Zachodnią cywilizacją – żądłem ironii wybijał ludzi z ich utartych schematów myślowych, prowokował ich do zadawania pytań i poszukiwania prawdziwych, mających znaczenie odpowiedzi. Tak jest z literaturą i sztuką, i tak też jest z "Call Me by Your Name". Oglądając nie czułam się zmuszona przyjąć jakiś konkretny punkt widzenia, czy zgadzać się z autorami w 100%. ale raczej jakby rzucono mi wyzwanie, bym znalazła własną interpretację, bym zadała takie pytania, których wcześniej nie zadawałam. To jakby zachęcało do większej intelektualnej otwartości i do zastanowienia nad bardzo różnymi rzeczami. (Zresztą "CMbYN" to film, co przenicował mi serce i mózg i sprawił, że padły uprzedzenia, zawalił się ciasny mur mojego światopoglądu i dostrzegłam inne perspektywy - ale nie tutaj miejsce na taką dyskusję)

"Rebeka" to jednak inny gatunek, inna liga. Ale myślę, że taka zasada "czytania" dobrego filmu i szukania innych dróg interpretacyjnych i w jej przypadku się sprawdzi... Twórcy nie są stróżami naszych sumień ;)



dudusia2208

Mam nadzieje, że za równie szkodliwy uważasz Last Duel Ridleya Scotta. Gdzie mąż widzi związek z żoną jako szczęśliwy i pełen czułości, a podobno prawdziwa wersja żony pokazuje jakby był on pozbawiony uczuć i traktuje ją jak przedmiot. Gdyby jej wersja była prawdziwa to mąż nie widział by tego inaczej bo faktycznie by o nią nie dbał i jej nie kochał.

dudusia2208

Widać, że feminizm Ci już zastąpił myślenie xD

Ottiss14

XD Ten argument ad personam, to dlatego, że nie masz szacunku do ludzi generalnie, czy po prostu masz problem z kobietami? Co do wcześniejszego komentarza: nie będę z Tobą dyskutować o randomowo rzuconym przez Ciebie filmie, w ... dyskusji o innym filmie.

dudusia2208

Dziewczyno gdzie Ty tam się dopatrzyłaś romantyzowania morderstwa? OstatecZny plot twist wyraźnie pokazuje, że Rebeca była nie tylko psychopatką bez cienia empatii, ale też celowo sprowokowała "męża" (a raczej swoją ofiarę) do skrócenia jej cierpień od raka. Gdyby sytuacja była odwrócona to byś inaczej śpiewała. Myślę, że jeśli w jakimś filmie można powiedzieć, że dorabiano ludzką twarz seryjnemu mordercy to było w filmie Monster gdzie mordecą była kobieta.
I to jest faktycznie szkodliwe.

użytkownik usunięty
dudusia2208

Proponuję przeczytać książkę, obejrzeć Hitchcocka i argentyński serial "Manuela", wybacz ale czasem w takich wypowiedziach wychodzi wiek widza. Nic złego nie mam na myśli, po prostu niektóre osoby nie czują pewnych historii. Dla mnie Rebeka/Isabel to dzieciństwo nasączone grozą. Pozdrawiam!

ocenił(a) film na 8
dudusia2208

Nie dostrzegam w tym filmie żadnego "romantyzowania morderstwa". Scenariusz nie miał na celu schlebiania ponowoczesnym gustom ani poprawno-politycznej wrażliwości współczesnych widzów. Jest natomiast ciekawym, nawet jeśli celowo przerysowanym, portretem skomplikowanych relacji mogących zrodzić się między ludźmi desperacko pragnącymi uciec od świata. I nie chodzi tutaj wyłącznie o przewodnią parę kochanków/małżonków, ale o całe społeczne i klasowe środowisko, w jakim tych dwoje próbowało - bez powodzenia - odnaleźć azyl dla własnej intymności i uczucia. Wbrew naiwnym oczekiwaniom głównej bohaterki, to środowisko wyższych sfer jest dalekie od prywatnego raju - jest bezduszne, dławione etykietą, wypełnione pustką emocjonalną ludzkich marionetek wielkiego arystokratycznego domu. Tak przynajmniej wygląda obraz tego świata. Ale jego gospodarzem nie jest bynajmniej Max de Winter, ale pani Danvers - kobieta zimna, przepełniona goryczą i skrytą mizandryczną nienawiścią, która w pełni odsłania się dopiero w następstwie odkrytej zbrodni. To ona zarządza domem w imieniu tragicznie zmarłej pani. Zatem tytułowa Rebecca to ktoś więcej, niż była małżonka Maxa. Jej toksyczny i mściwy duch zatruwa atmosferę domu przede wszystkim za sprawą pani Danvers będącej jakoby wykonawczynią jej pośmiertnej woli. Ale tak naprawdę nigdy nie dowiadujemy się kim była Rebecca i w jakim stopniu istniała, a w jakim była wytworem wyobraźni jej otoczenia, nostalgicznym pretekstem dla sadystycznej tyranii zimna, pustki i strachu zarządzanej przez szefową personelu. Ciekawe, że nawet wielbiciele Rebekki widzieli w niej przede wszystkim przemoc, agresję i odwagę - cechy wybitnie męskie, a wręcz despotyczne. Nie było w niej ani odrobiny ciepła, oddania, miłości i troski właściwych prawdziwej kobiecie - nowej pani de Winter. Ostatecznie, w oczach pani Danvers, Rebecca walczyła ze światem mężczyzn, którymi bawiła się jak zabawkami pozbawiając ich wolnej woli. Zabijała ich emocjonalnie, jak symbolicznego "ogiera" przywołanego w tonie triumfu nad rozbrojonym patriarchatem. To z tego powodu Max reaguje agresywnie na widok nowej żony w szacie i obliczu Rebekki - symbolu terroru, niewoli i wiecznej "wojny domowej". Wszak dopiero po odejściu "ducha" Rebekki i zagładzie całego domu, bohaterowie odnajdują wolność i szczęście. Nie chodzi tu o żadną apologię zbrodni, ani "przemocowych związków", ale raczej o wydobycie się z kleszczy tyranii i przemocy uosobionych w postaci Rebekki, pani Danvers i całego arystokratycznego domu. Bohaterowie odnaleźli pokój bardzo daleko od niego. Ale czy na długo? Wszak nowa pani de Winter wyzbyła się już swej dawnej niewinności. Czy wcieli się w nową Rebekkę? A może już nią jest?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones