To piękne, polskie porzekadło podsumowuje nie tylko fabułę filmu, lecz również jego realizację. Przy wyższym budżecie "Raport z Europy" mógłby byś smakowitą przekąską dla fanów SF. Niestety, w obecnym stanie widzowi serwuje się zaledwie pocztówkę z księżyca Jowisza. Kadr zamiast na obcym świecie, nieustannie skierowany jest na twarze astronautów. "Nieustannie" w dosłownym znaczeniu tego słowa. Nie zobaczymy tu nawet jednego kroku postawionego na powierzchni Europy. Filmy tego typu, o interesującej, ale wybitnie prostej fabule, muszą oczarować widza częścią wizualną. Tu tego nie ma. Polecieli, postękali, pozdychali - tak można przecież podsumować wiele innych filmów SF - Event Horizon, Sunshine, Prometheus i wiele innych. A mimo tego miały rozmach. "Raport z Europy" rozmachu nie ma. To nie raport. To pocztówka.

Dodatkowy punkt z oceny odbieram za "zakłócenia" kamery. Pomysł chybiony, który mnie jedynie drażnił, a nie wpływał na atmosferę. Żeby to jeszcze było, powiedzmy, pół godziny, to jeszcze bym zniósł. Ale przez cały film? No, tak się nie robi.