jodo wielki już zapewne w swym ostatnim, niejako sumującym co dotychmiast stworzył, uzdrawiającym ciała, dusze i mózgi przystanku na drodze ku nieskończoności.. pisząc listy miłosne do podświadomości przywraca duszy jej właściwą perspektywę - przeżycie paniczne absolutnie pozafilmowe!
Bałem się po ostatnim filmie Alejandro, który mnie zirytował. Ten na szczęście był przekonujący, czuć prawdziwość emocji, pod koniec byłem wstrząśnięty. Jedynie mi nie podszedł ten pianista ;) Akty psychomagiczne mnie teraz prześladują :D
pianisty nie pamiętam, za to tej staruszki pojawiającej się pod koniec nie zapomnę, nie tylko dlatego, jaka była, także dlatego, bo uświadamia, że z takiego aktu wyciągniesz dokładnie tyle ile weń włożysz - to jest kwestia wiary, a ona była już tak zrezygnowana i do tego stopnia żyjąca, jaka tam żyjąca, dusząca się we własnych toksynach, że w innych okolicznościach przyrody urodzona skończyłaby zapewne na dnie urwiska - nawet jodo, mam wrażenie, niewiele mógł tutaj zrobić..