Jeśli na film Królikiewicza spojrzeć poprzez pryzmat jego całego dorobku filmowego, może on wywołać iście herzogowskie skojarzenia. Wiele, wiele lat autorskiej twórczości fabularnej porzuconej w pewnym momencie dla filmu dokumentalnego to najsilniejszy akcent podobieństwa twórcy "Wiecznych pretensji" do niemieckiego filmowca. I jak się okazuje, wcale nie musi być to porównanie na wyrost. "Przypadek Pekosińskiego" odznacza się mocno awangardową estetyką, pięknymi zdjęciami i niebanalnymi zabiegami realizacyjnymi. A do tych ostatnich w pierwszej kolejności należy zaliczyć już nawet nie samo obsadzenie "oryginalnego" Pekosińskiego, co jego udział w scenach retrospekcyjnych. W efekcie czego, główny bohater niezależnie od tego, czy jest małą sierotką zasiadającą w szkolnej ławie, czy też nastoletnim adeptem PZPRu, ma ten sam, niezmienny wizerunek dotkniętego szeregiem schorzeń starca. W pewien sposób Królikiewicz zwraca w ten sposób uwagę widza na tła historyczne konkretnych wspomnień naszego szachisty. Bo skoro oblicze Pekosińskiego nie podpowie nam jego wieku, muszą nam w tym pomóc przedstawione nieco na dalszym planie, liczne wydarzenia w dziejach Polski Ludowej.
Niestety to, co przez pierwszą część filmu wydaje się być tak atrakcyjne, im bliżej końcowi, zaczyna zwyczajnie męczyć. Obraz Królikiewicza wpada w pewną pułapkę. Bowiem losy Pekosińskiego zdają się być tutaj niepełne, niedokończone, w pewnym momencie gdzieś porzucone, a zmienić to mogłoby chyba jedynie rozszerzenie produkcji o przynajmniej godzinę. Jednak jak już wspomniałem - stylistyka Królikiewicza dość szybko się wyczerpuje, a udział Bronisława Pekosińskiego, któremu obecność na planie wyraźnie doskwierała, w końcowej fazie filmu mocno widza już nadwyręża. Zatem nie wyobrażam sobie tegoż projektu w wydaniu dłuższym choćby o minutę.