Gatunkowy misz-masz, pierwotnie planowany jako regularny sequel do filmu "Dolina lalek" z Sharon Tate. Kiedy jednak rzecz wpadła w łapska Russa Meyera, jasnym było, że jego obraz z tradycyjną kontynuacją będzie miał raczej niewiele wspólnego. Napisany wspólnie z Rogerem Ebertem scenariusz wykpiwa konwencje i stylistyki, usilnie starając się przy tym zachować "pokerową twarz": pierwsza lepsza kura domowa wzięłaby zapewne "Beyond" jak najbardziej serio i ocierała łzy jak przy rasowym Harlequinie. Jest tu melodramat, dreszczowiec, jest golizna, seks i przemoc. Jest też rock'n'roll - songi w wykonaniu fikcyjnej grupy Carrie Nations błyskawicznie wpadają w ucho, zręcznie łącząc pop, psychodelię i gitarowy jazgot. Z pozornie niepasujących do siebie elementów udało się tu utkać film wdzięczny i dziwaczny, nakręcony dla wielkiej wytwórni, a mimo tego wymykający się "szufladkom" i kładący podwaliny pod trendy, które zdominowały kino popularne dopiero kilkadziesiąt lat później. Do słuchania i podziwiania.