w którym Niemcy nie są przedstawieni jako bestie z piekła rodem, lecz po prostu jako żołnierze.
Wcześniej powstał film o pancerniku Admiral Graf Spee - więc w najlepszym razie był to drugi film.
Dzięki za cynk, obczaję kiedyś ten film. Choć trudno mi sobie wyobrazić film wojenny spod ręki duetu Powell/Pressburger.
Ehem, "Okręt" był troszeczkę później, zatem z pewnością nie był pierwszy, chyba że jakąś niemainstreamową matematykę uprawiamy.
Owszem, i to mi się naprawdę podoba. Jako niedoszła germanistka odczuwam pewien niesmak z powodu ogólnych tendencji w przedstawianiu narodu niemieckiego (chociaż aniołami też nie byli).
A ja z kolei nie znoszę jak w tych filmach niezmiennie musi być pokazane jak to nikt w armii Hitlera nie lubi, zawsze z wyjątkiem jednego nieogarniętego zeloty, z którego wszyscy z tego powodu szydzą.