po pierwszej odsłonie z dwóch fatalnych odsłon tej pożal-się-boże dupowatej serii o międzygatunkowych kobietach fatalnych uzbrojonych w zębate brodawki dentaty..
fredziu ole! niczym olej w głowie! niczym gile w nosie! jak ten kurczak po obcięciu głowy - wciąż na chodzie! niczym heroina po przeżytej jak przeżytek kokainie w Pulp Fiction - wraca i to, pulpa, wraca w wielkim stylu! by znów iść i dojść do celu, po latach wielu ciężkich godzin w miastach wielu i świątecznego odosobnienia, wiekach zagubienia w kosmosie gównianych produkcji familijnych i telewizyjnych sortu zgoła najgorszego - wraca do tego co zawsze było, jest i będzie jego największą siłą; do tego od czego był zaczynał; do tego w czym zapewne skończy; do tego w czym jest zdecydowanie najlepszy: klasycznego rynsztoku stomatologicznego, bez świąt, bez rodziny, bez kończyn.
za to pod wszystko mówiącym tytułem, który sam w sobie, od pe do en, od ka do e, wyczerpuje temat całkowicie; tytułem, który będzie najwierniejszą recenzją i opisem fabuły jednocześnie, nie wspominając o ocenie: Kobiety Piranie 1.
czy trzeba większej rekomendacji? patrz: raczej niekoniecznie.
a po czym poznać, że to gówno? patrz: reżyser uruchomił kamerę.
a o czym to? patrz: jak w tytule.
miłość nie jedno ma imię, uzębienie nie jedno ma wymię. freddy olen zmartwychwstał i sięgnął po kamerę, początek koszmaru, volume jeden.
a jeszcze, żeby było śmieszniej, ma tę czelność, aby nam tam na napisach końcowych przypomnieć, że wszystkie wydarzenia oglądane w filmie mają charakter fikcyjny, a jakiekolwiek podobieństwo do osób żyjących jest czysto przypadkowe - jezu, co za koleś..