widać, że głupota w narodzie wciąż ma się dobrze.
A może nawet kwitnie.
Nie wiem, co tu jest antypolskiego. Dla mnie arcydzieło spokojnie porównywalne z Listą Schindlera Spielberga. Właśnie leci na Kino Polska i mimo, że mam na DVD, to nie mogę się jakoś oderwać od telewizora.
To jest znacznie lepsze od "Listy...", głównie dlatego, że Spielberg nie byłby sobą, gdyby nie przeładował filmu patosem i ckliwością ("Listę..." ratuje fenomenalny Ralph Fiennes), u Polańskiego na szczęście tego nie ma.
A co jest według oszołomów "antypolskie"? Ano fakt, że pod koniec wojny darował Szpilmanowi życie oficer Wehrmachtu i że jakaś baba na schodach wrzeszczała "łapać Żyda!"... Okazało się, że to wystarczy, by zapomnieć o całej reszcie filmu, (o ile w ogóle go oglądali, bo to nie takie pewne) pełnej scen mordowania Żydów przez Niemców i o pokazanych Polakach, którzy narażając się Szpilmanowi pomagali. Ale nie podoba się, bo jak wiadomo innych Polaków nie było. Tylko męczennicy nieprzytomnie kochający braci judaistów.
Ręce opadają...
Najwyraźniej ten, co te głupoty napisał, nie pamięta (albo nie wie), że ten film to nie jest fikcja, ani propagandowy scenariusz, tylko przedstawienie autentycznych faktów na podstawie prawdziwego pamiętnika prawdziwego Szpilmana. Pokazuje prawdziwe fakty, które bohater osobiście przeżył i opisał. A z faktami się nie dyskutuje.