Rozumiem że film obrał sobie za cel pokazanie niejednoznaczności arbitrażu niektórych przypadków gwałtu, ale moim zdaniem niezupełnie udało mu się stanąć w rozkroku w idealnej odległości od obu stron.
Mam na myśli konkretnie to, że linia obrony wydaje się dość słaba i naciągana, wielu widzów może odnieść wrażenie że mimo wszystko oskarżony mężczyzna jest całkowicie winny zarzucanego czynu. Film na sam koniec pokazuje nam w miarę spójną wersję wydarzeń (przedstawianą uprzednio z kilkoma kłamstwami przez obie strony) i ta wersja ukazuje, że mimo "braku wyraźnego sprzeciwu" ze strony ofiary, oskarżony jest człowiekiem impulsywnym, skłonnym do brutalności ("ssij mi dziwko" wytłumaczył jako coś co "tak się przecież mówi"... może i tak, ale chyba nie do obcej dziewczyny poznanej godzinę temu) oraz mającym historię seksualną nieco odbiegającą od czegoś co uważam (i być może inni też) za "normę".
Obrona jak i oskarżony argumentują swoją pozycję zdaniem "ani przez chwilę nie powiedziała 'nie' ani nie doszło do fizycznego starcia". Prawdopodobnie dziewczyna powinna to powiedzieć, ale nie jest niczym kosmicznym aby wyrazić swój strach, gniew lub niezadowolenie w sposób niewerbalny. To że nie miała ochoty na seks w takiej formie oraz że się bała mężczyzna mógł wyczytać z jej twarzy, z jej zachowania. Do jego obowiązków w takiej sytuacji należało obserwowanie jej zachowania i reakcji na jej dyskomfort.
Oczywiście nie zrobił tego, gdyż mamy do czynienia z osobą o przerośniętym ego, o gwałtownej naturze seksualnej oraz pod wpływem alkoholu i narkotyków, co swoją drogą, powinno być w tej sytuacji okolicznością obciążającą. W przypadku wypadków samochodowych, wykrycie alkoholu u jednego z kierowców automatycznie jest traktowane jako podstawa do nieufności. Jakiej interpretacji możemy użyć kiedy podpity i przyćpany młodociany alvaro miał stosunek z obcą młodą dziewczyną i ona oskarża go teraz o gwałt? Wiadomo że nie jest to żaden dowód lecz domniemanie, niemniej - chłopak mógł przewidzieć, jak źle to może wyglądać. Nie zastanowił się w ogóle nad tym czy to co robi na pewno jest w porządku i w ten sposób spowodował zwątpienie w nieskazitelność jego zamierzeń. Nie wspomnę już o całej historii z zakładem, która uwidacznia fakt, iż koleś jest dupkiem i nie miał wobec dziewczyny żadnych dobrych zamiarów, nie traktował tego seksu jako aktu jakiegokolwiek romantycznego zainteresowania drugą osobą, raczej jak zwierzęcą czynność. To wszystko sprawia, że nawet jeśli do gwałtu faktycznie nie doszło - wszystko to wygląda po prostu bardzo źle, i nie powinien się dziwić że grozi mu wyrok.
Wyrok uważam za zrozumiały, zawiasy z braku twardych dowodów, ale ze względu na to co napisałem powyżej - równie dobrze mógł dostać 15 lat i winić za to tylko siebie. Nawet jeśli technicznie rzecz biorąc jej nie zgwałcił, zachował się niemoralnie i w sposób zasługujący na karę. Dlatego też komentarze obrony na temat tego jak wielkie konsekwencje już poniósł (wywalenie ze studiów, lincz w mediach społecznościowych) są śmieszne - chłopak zapracował sobie na cały ten bajzel. Niech się cieszy że dodatkowo nie gnije w zakładzie karnym.
Nie trzeba być gwałcicielem aby uprawiać seks w nieodpowiedni sposób. Ale może to wszystko wynika z faktu iż akcja działa się we Francji, może ludzie są tam bardziej wyzwoleni seksualnie. Mam wrażenie że identyczny proces w Polsce zakończyłby się dużo gorzej dla tego faceta.