Po obejrzeniu tego filmu po raz drugi, naszła mnie taka refleksja i postanowiłam zapytać
Was o pewną rzecz. A mianowicie - w jaki sposób staralibyście się pomóc Lelandowi w
jego życiu? Chodzi mi o okres "przed popełnieniem błędu". Uważacie, że da się taką
osobę wesprzeć, czy wręcz odwrotnie - nie ma ratunku? Zastanawiam się jak
odebralibyście kogoś, kto chłonie cały smutek świata.
myślę że był do uratowania, ale za późno zaczęto się nim interesować. Zero wsparcia od rodziców, cios w plecy od dziewczyny, żadnych przyjaciół.. Miał swój świat, zrobił to co uważał za słuszne. Film piękny, zmuszający do refleksji, zastanowienia się nad wszystkim co dzieje się dookoła. Sam jestem na siebie zły że dopiero teraz go obejrzałem.
Hm, tak się teraz nad tym zastanawiam i... niby w jaki sposób można by było mu pomóc? Porozmawiać? Zaoferować terapię? Pomóc mu "odnaleźć szczęście" w codziennym życiu? Leland nie był takim człowiekiem, miał swoisty sposób myślenia i bardzo ciężko byłoby go zmienić - a trzeba by to zrobić, żeby chłopaka "naprostować". Myślę, że takie próby pomocy zrobiłby z niego prędzej szarego obywatela, który boi się rozmawiać o smutku, żeby przypadkiem nie okazało się, że go odczuwa. A on tymczasem wziął go na swoje barki i cóż, z nie najlepszym skutkiem. Lecz czy ten skutek po pomocy byłby faktycznie lepszy? Leland nie potrafiłby być szczęśliwy, za dużo myślał, za dużo dostrzegał. Może gdyby ta "pomoc" została powzięta, gdy był jeszcze małym chłopcem, coś by dała, ale u dorastającego chłopaka... nie sądzę. Jego mózg sam wodziłby go w rejony załamania. Są na świecie ludzie, którzy łatwo znajdują radość, czasem w najmniejszych rzeczach, łatwo im skupić uwagę na drobnostkach i zapomnieć o reszcie. Leland do nich nie należał. Myślę, że on podświadomie wiedział od dawna, że ten świat wypełniony smutkiem go złamie.