To mógł być rewelacyjny film, a jest co najwyżej dobry. Przez większość czasu mamy wylewający się z ekranu niezwykły, ciężki, trzymającym mocno w napięciu klimat. Wszystko jednak siada przez kompletnie zepsute zakończenie. Mdłe, ckliwe, nie budzące zainteresowania, ale znużenie. Nie wymagam aby finał tego dzieła przepełniony był akcją, fajerwerkami czy czymś podobnym. Chciałbym jedynie solidnego, trzymającego nastrój całego filmu, wyrazistego zakończenia historii. A tak... mam wrażenie, iż całe to budowanie napięcia było na nic, że cała ta historia do niczego szczególnego nie prowadziła. Zupełnie jakby ostatniej cząstki tego obrazu nie stworzył Villeneuve, a producenci, którzy na siłę chcieli dołączyć coś wzruszającego. Na wypadek, gdyby na sali kinowej pojawił się nie fan SF, a miłośnik melodramatów itp.Nie mam nic przeciwko wzruszającym finałom w dziełach SF, lecz w przypadku tego filmu, takowe kompletnie nie pasuje. Szkoda. Ode mnie naciągane 7/10.
bo to nie byłą końcówka, mimo, że była na końcu. To było pokazanie człowieka w tym wszystkim i jego uczuć. Gdyby film zakonczył sie na tym, że oni odlatują, pozostawiałby pustkę. Jedyny minus, że to można było trochę skrócić.
Kurna, chcieć KOŃCA w filmie, który całym sobą krzyczy o cykliczności, o ciągłości, o tym, że koniec i początek, to to samo. Nie wstyd ci, że taką gafę popełniłeś tym postem?
Wstyd wstyd... Kajam się, posypuję głowę popiołem i ubieram wór pokutny. Tak lepiej? Mogę jeszcze mantrować: masz rację masz rację masz rację masz rację masz rację... lepiej?
No dobrze, a teraz na poważnie... Nie oburzaj się.
Cały sens tego filmu jakikolwiek by nie był, absolutnie nie ma w przypadku wspomnianego przeze mnie problemu znaczenia. Tutaj chodzi o formę zakończenia, które nie współgrało z resztą. Sens mógł pozostać, ale nie w postaci łopatologicznego ciągnącego się wykładu, podrasowanego zapętlonym, tanim, skrzypcowym jękiem - widz głupi, widzowi trzeba wytłumaczyć, widz musi popłakać. Można było to zrobić subtelniej, zachowując "wagę" pozostałej części filmu.