Przez połowę seansu oglądamy rysujące się w powietrzu kółka, które produkują kosmici. Pod koniec głównej bohaterce, lingwistce udaje się je odszyfrować - ale jak, tego nie wiadomo. Przerywane jest to retrospekcjami: główna bohaterka tym razem w roli matki wychowującej córkę, która w młodości umiera - sceny smutne, przejmujące, ale (nadal) zero akcji. Kosmici zachowują się biernie - nic nie robią (oprócz pokazywania kółek). Rządy nie bardzo wiedzą co z tym fantem zrobić - no i nic nie robią, choć się odgrażają (jak to rządy). Metodyka nawiązania kontaktu stosowana przez lingwistkę jest rozczulająco prosta: raz pokazuje słowo "human" (po co? przecież kosmici nie znają angielskiego, a jak znają, to po co te kółka puszczają?), innym razem ... zdejmuje skafander. Głównej bohaterce partneruje fizyk, który ... nic nie robi. Bohaterowie są często szczepieni na wiele chorób - nie wiadomo po co. Kilka scen, ujęć w tym filmie jest plastycznie ładnych - to jedyny walor tego filmu.
A po co akcja jak film dobry? Nie wiem jak ty ten film oglądałeś, ale na moje oko, to działo się bardzo dużo.
Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie film rewelacyjny ale niestety dałeś mu niską ocene czyżbyś filmu niezrozumiał?
powtarzam to co ty piszesz. A swoją drogą film naprawde fajny więc wiesz racze twierdzic że jednak nie wysiliłeś mózgu oglądając go
Zgadzam się z Tobą, chociaz jesli przyjmiemy, ze kazdy moze rozumiec film inaczej, to po opisie Antydaktyla ja powiedziałby raczej, ze go nie obejrzal.
Najbardziej prostacki z argumentów. Można doceniać wielkość dawnych wirtuozów muzyki, a nadal uważać mszę żałobną za NUDNĄ. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Przesłanie tego filmu naprawdę nie jest aż tak odkrywcze i wstrząsające. Z całym szacunkiem, ale to raczej ci, których "rozwiązanie intrygi" rzuciło na kolana, nie są zbyt wybitnymi znawcami kina. To wszystko już było. A nawet jak ktoś nie widział, to jest najwyżej na "a, takie coś... no ok...", a nie na "o łaaaaaaaaaał, niesamowite".
antydaktyl,rozumiem o co Ci chodzi :-) po prostu liczyłeś na film w stylistyce Dzień Niepodległości lub Wojna Światów.W przypadku Arrival mamy doczynienia z inną konwencja i innym kalibrem. Nie Twoje gusta :-)
Nie zgodzę się że kosmici robią mało i tylko kółka. Na przykład pod koniec filmu pochylają swoje statki a potem znowu stawiają do pionu otoczone obłokami dymu czy chmur. Ta wstrząsająca scena spowodowała że się obudziłem i mogłem śledzić zakończenie z wypiekami na twarzy.
dobre. mną to też wstrząsneło (i tak zasnąlem pod koniec). ps. wtf w tym filmie? czyżby główna bohaterka przeżywala czas "od tyłu"? mużyka jest daremna, jak jakaś mantra. film bez sensu.
Gdzieś padło zdanie, że kosmici nam pomagali, a teraz oni potrzebują pomocy. Ale jakiej i dlaczego? Nie wiadomo, bo pod koniec filmu rozpuścili się w powietrzu...Więc po jaką cholerę w ogóle zawracali ludziom gitarę?
Nie wiemy jak ludzie mieli pomóc obcym i to jest największą tajemnicą filmu. Jednak to nie jest takie proste, oni przylecieli po to, aby się porozumieć z ludźmi, aby ich zrozumieć i aby ludzie zrozumieli ich. Być może są blisko zagłady, ale do tej zakłady zostało jeszcze trochę czasu. Pod koniec widzimy jak ludzie uczą się ich języka, próbują ich zrozumieć, to jest pierwszy krok do niesienia pomocy. Ten film nie jest o tym jak ludzie pomagają obcym lub odwrotnie, ten film jest o komunikacji i tylko do tego aspektu się ogranicza. Co wydarzyło się dalej? Jak ludzie pomogli obcym? Tego możemy się tylko domyślać, bo nie każdy film zostawia rozwiązanie podane na tacy.
>Przerywane jest to retrospekcjami
Kotku, ale sens tego filmu jest taki, że to nie są obrazy z przeszłości, a przyszłości. Całusy.
Tak, to ciekawy zabieg. Widz oczekuje linearnej chronologii, a tu mały psikus. Mały, bo przeszłość okazała się przyszłością, a nie całkowitym porzuceniem koncepcji czasu linearnego, przynajmniej tak to odbieram.
Tja, widziałem to już w ostatnim odcinku bodajże trzeciego sezonu Lostów. Cały serial flashbacki i nagle flashforward. Owszem, wtedy mnie to zaskoczyło, tym razem już nie. Nawet gdybym widział to w tym filmie dopiero pierwszy raz, nie świadczyłoby o wybitności filmu. Ot, ciekawy zabieg formalny. Wciąż film jeden z wielu, jakże mi przykro.
Po pierwsze to nie były retrospekcje , po drugie (bez urazy) lepiej jak zostaniesz przy Transformersach bo tego filmu w ogóle nie zrozumiałeś...
Ja za to w pełni zrozumiałem ten film, ale i tak jest on dla mnie nudny, więc zrozumienie nie bardzo mu pomaga. Nigdy bym już nie chciał do niego wrócić, jeden raz mi w zupełności wystarczy.
Jak widać to film dla koneserów sci-fi. Mi np. ani minuta nie nudziła. Sam pomysł, realizacja i samo to obcowanie z inną rasą było na swój sposób fascynujące.
Po pierwsze nazywanie kogoś, kto nazywa durniem kogoś tylko dlatego, ze ma inny pogląd na jakąś sprawę nie świadczy o zbytniej mądrości (nie warto sie tym chwalić, naprawdę), po drugie co on takiego złego napisał? Opisał film taki jaki jest. Opisał to co zobaczył. Co miał napisać? ze jest super tempo, cały czas napięcie, akcja, skoro tego nie ma? Obrażanie za prawdę to tylko w pisie