To chyba najlepsze słowo na określenie tego filmu. Pomysł i fabuła są bardzo proste, wręcz banalne - no bo ile już mieliśmy filmów o ludziach pokonujących przeciwności losu i wbrew wszystkiemu osiągających sukces. Ale jednak coś w tym filmie jest. Precyzując - przede wszystkim Tobey Maguire oraz Chris Cooper, obaj urzekli mnie swoimi rolami. Zupełnie niepotrzebna jest postać nowej żony pana Howarda, aktorka też zresztą średnio się spisała - uśmiechała się przez cały film, nawet mówiąc (choć to króciutka kwestia) o śmierci dziecka. Jednak film ma w sobie mnóstwo ciepła i jakoś tak podnosi na duchu. Warto go obejrzeć.