ingmar bergman meets astrid lindgren; no, wreszcie wpuszczono trochę życia - wprawdzie jeszcze nie terminatora, ale tak ze dwie gęsi, trzy śmierci i cztery tulipany - w nudną, sielską i anielską, milusińską, rozśpiewaną, roztańczoną, rozgadaną, przesłodzoną i ziewaną krainę dzieci z bullerbyn!
najciekawsza jest perspektywa, wiemy że to co oglądamy oczami dziecka wyolbrzymione odbije się i pozostanie w jego psychice - seksy, śmierci, upadające autorytety, okrucieństwo innych dzieci, rozczarowania, intymne rozmowy, łzy i bezsilne miotanie się przerażonych dorosłych - i ta perspektywa oglądu świata oczami dziecka niejako odgórnie skazanego na "życiowe fiasko", które próbuje, ale jeszcze nie ma właściwych narzędzi, aby to co zobaczyło sobie uporządkować, natomiast widz już ma, jest fascynująca..