Film Roega, będący dumnym reprezentantem brytyjskiego kina grozy, to intrygujący pejzaż ludzkich emocji. Pejzaż, co trzeba zaznaczyć, stworzony bez udziału środków dominujących w ówczesnych, niezwykle brutalnych, ale i wpływowych horrorach z Włoch i USA. Mówi się, że Roeg czerpał z rodzącej się w tamtych latach tradycji giallo, ale biorąc pod uwagę, że większość obrazów sztandarowych dla gatunku powstała po roku 1973, można śmiało założyć, że to raczej Argento i spółka przenieśli najlepsze elementy "Nie oglądaj się teraz" na własne podwórko. Widać to w plastyce zdjęć, sugestywnym montażu, czy niepokojących muzycznych motywach - elementach, które składają się na techniczną precyzję dzieła Roega."Nie oglądaj się teraz" to zresztą obraz niezwykle wpływowy - w tamtych latach zachwycał przede wszystkim nowatorskim, tworzącym skojarzeniowe parabole montażem oraz niezwykle śmiałą i naturalistyczną, a przy tym szalenie subtelną, sceną seksu.
Samą historię odbiera się przede wszystkim poprzez obrazy i dźwięki, które składają się na niepokojącą impresję, przypowieść, wizję nieuchronnego przeznaczenia. Sporo tu niejednoznaczności, racjonalnych nieścisłości i prostej symboliki. Elementy takie jak czerwień, szkło i woda, dzięki umiejętnemu ich wykorzystaniu, doskonale wplatają się w oś fabuły, a w połączeniu z nastrojową ścieżką Pino Donaggio i chłodem jesiennej Wenecji, tworzą nierozerwalną całość, sprawiając wrażenie sennej mary z drastycznym finałem - tyleż przerażającym, co pociągającym w swojej osobliwości. Roeg nie poprzestaje jednak na formie. W oderwaniu od niej mamy jeszcze wielopłaszczyznową opowieść o ludzkich emocjach - radzeniu sobie z poczuciem winy, powolnym wypalaniu się miłości, czy może nawet swego rodzaju odkupieniu - zależnie od tego jak interpretować końcówkę. Ale przede wszystkim jest to film o parze utrapionych, próbujących odnaleźć własne szczęście ludzi, których tak doskonale zagrali Donald Sutherland i Julie Christie.
Czyli pre-giallowski horror subtelności ludzkich emocji okraszony niejednoznaczną symboliką (forgive me, mam skłonności do syntezy :)
Sama dałam temu filmowi identyczną ocenę i zgadzam się z twoim tekstem. Intryguje mnie jednak (nad)interpretacja jednego z użytkowników, jakoby bohater Sutherlanda wykazywał skłonności pedofilskie - znajdziesz to w temacie Wujkahakera poniżej, drugi post od dołu. Książki nie czytałam i nie wydaje mi się, żeby Dafne mogła zaserwować coś takiego, ale jednak... klin zabity.
Czytałem wcześniej tamten temat i choć również odbieram to jako nadinterpretację (ludzie lubią dorabiać do kultowych filmów wątki, których w nich nie ma, lub wyolbrzymiać istniejące, vide forum 'Taksówkarza'), to jednak trzeba przyznać, że byłby to ciekawy aspekt tej historii. No ale czy nieco nie gryzie się to z wizerunkiem Johna jaki został zarysowany w filmie? A tak nawiasem, film Roega zafascynował mnie do tego stopnia, że zacząłem się rozglądać za zbiorem opowiadań Du Maurier, w którym znalazłbym tę historię. Być może tam są jakieś wyraźniejsze wskazówki.
Dla mnie John był zwykłym, normalnym facetem. Wiem, że tak się mówi post factum o pedofilu, ale jakoś nie kupuję tej wersji... w scenie seksu z był zbyt przekonującym kochankiem żony, żeby zabierać się do dzieci ;) Zresztą w czasach, gdy film kręcili, o pedofilii nie mówiło się tak często jak dziś.
Opowiadanie "Nie oglądaj się teraz" ma się znajdować w tomie "Makabreski", wydanym u nas w 1990 (teraz wznowił go Świat Książki pod nazwą "Ptaki" - nabyłam - jednak bez tego opowiadania):
http://horror.com.pl/books/recka.php?id=46
Jest na Allegro :)
Ja tak tylko chciałem zaznaczyć, ze wcale nie taki nowatorski ten film był pod względem technicznym. Ten miks przeróżnych rodzajów montażu skojarzeniowego stosowali Młodzi Gniewni już 10 lat wcześniej, a po nich choćby Sam Peckinpah. Roeg świetnie to zastosował, ale nie było to już nic nowego.
Ok, mnie jednak bardziej chodziło nie o zastosowanie po raz pierwszy, a o samą jego jakość. Nie chcę Peckinpahowi umniejszać, ale żadnej fantastycznie zmontowanej sekwencji z jego filmów nie zapamiętałem, a takie przenikanie się uciekającego karła z postacią zmarłej dziewczynki u Roega już chyba na zawsze zostanie mi głowie.
No to mnie zaskoczyłeś. Przecież Peckinpah kontynuował techniczne poszukiwania Radzieckiej Szkoły Montażowej i osiągnął w tym mistrzostwo, a przynajmniej ja jestem takiego zdania i zdaje się, że całe tabuny krytyków również;) Choćby "Nędzne psy" pełne są takich sekwencji (wizyta w kościele!).
Dobra, rozpędziłem się trochę. Peckinpah zasłynął ze świetnego wykorzystywania montażu synchronicznego i równoległego, skojarzeniowy dopiero w "Nędznych psach", nie wcześniej, przynajmniej nie na taką skalę.
Nie przeczę, ale mnie u Peckinpaha forma interesowała zawsze najmniej, a przynajmniej najmniej ją zapamiętałem. Nie potrafię sobie przypomnieć w jego kinie takiego szpanu, jaki masz u Roega. Zresztą, może się mylę - "Dziką bandę" i spółkę widziałem już jakiś czas temu, a od seansu wspominanych przez Ciebie 'Nędznych psów' minęło dobrych 7-8 lat.
Poza tym, pisząc o nowatorstwie, przede wszystkim miałem na myśli kino grozy. Do lat 70-tych mainstream był raczej dość skostniały, a pewne jego ożywienie przypisuje się Argento i innym tandeciarzom włoskiej szkoły. Po seansie Roega wypadało zaprotestować. ;)