Scenariusz filmu sprawia wrażenie, jakby pisało go dwudziestu scenarzystów, jedna połowa nieletnia, druga na gęstym haju. Potem piętnastu reżyserów zabrało się za filmowanie scen, a na końcu jeden zrozpaczony montażysta zrobił co mógł aby film ten sklecić. Nie powiem, atmosfera absurdalnych filmów lat 70-tych z Burtem Reynoldsem jest całkiem miła, dialogi pisane przez Małego Kazia na podstawie komiksów o Wonder Woman mają swój urok, niektóre sceny są genijalne, jak ta z happeningiem o zatrutym powietrzu, ale całość sprawia niesie na sobie piętno niechlujstwa i tandety, jak filmy Barei. Całość trzyma się na grze aktorskiej dwóch głównych bohaterów i na niczym więcej. Ale sam klej to za mało.