Jej niewinność przemawiała do mnie jedynie przez pierwszą połowę filmu, potem zaczęłam się zastanawiać... Po pościgu samochodowym, kiedy Blanc zapytał ją, czy to Ronson kazał jej kierować, skłamała, aby wkopać Ronsona. No nie ładnie. W ogóle bardzo mocno jej zależało, aby zatrzeć wszystkie ślady i wyjść z tej afery cało, przez co powoli przestawała zachowywać się niewinnie. I jeszcze ostatnia scena, gdy patrzy na nich wszystich z balkonu z kubkiem, gdzie widać napis "Mój dom" i ta jej mina. Jakby wygrała. Gdyby była rzeczywiście dobrą osobą, to zrzekłaby się domu na rzecz rodziny, wszak mieli z nim wiele wspomnień, nie potrzebowała go, miała przecież jeszcze 60 milionów.
Miała się zrzec całego spadku.Na co komu stary rozpadający się dom ?Rodzinka tam nie mieszkała tylko Harlan,Fran i prababcia prawdopodobnie.Rzeczywiście Marta nie jest tak niewinna jakby mogło się zdawać ale w końcu nie sprzedała duszy za spadek.Mogła zostawić Fran na pewną śmierć ale jednak próbowała jej pomóc.Ostatnia scena nie sugeruje ,że Marta napawa się zwycięstwem.Raczej szykuje się na wojnę z rodzinką.I zastanawia się co kombinują.Jakby nie było Harlan gdyby żył zrobiłby z tego świetną powieść ;)
Równie dobrze można uznać, że pomogła Fran celowo, aby ta zeznała przeciwko Hju, co było Marcie na korzyść. Wręcz w interesie Marty było za wszelką cene uratowac Fran.
Odnośnie domu to detektyw mówi w pewnym momencie, że wcale nie jest w posiadaniu rodziny zbyt długo, od pokoleń... Nie chce mi się szukać tej sceny jak to dokładnie było, ale mit rodzinnego domu jest tak samo fałszywy w tym przypadku jak wizerunek wielkiej kochającej się rodziny.
Dokładnie. Powiedział, że sprawdził i Harlan kupił ten dom w 80tym którymś tam roku.
Gdyby nie Harlan to by się przecież przyznała od razu, bo nie czuła się nawet na tyle silna by kłamać. On chciał żeby ona miała ten dom a nie ta rodzina, która traktowała ją jak śmiecia.
Dla mnie Marta miała coś na sumieniu bo skąd krew na jej bucie? Przecież moment w którym Harlan podcina sobie gardło ogląda z dość dużej odległości stojąc w drzwiach. Raczej nie miała powodu żeby podchodzić do jego ciała. Myślę że ograła wszystkich prócz detektywa, on doskonale wiedział o tym że to ona zabiła ale to rozstrzygnięcie uznał za bardziej sprawiedliwe społecznie co potwierdził słowami że już na początku wiedział że brała w tym udział, potem jechał po tej rodzince i jej zachowaniu, obłudzie a Martę bronił.
Faktycznie - Marta nie wydaje się kryształowo czysta, jak chce w to wierzyć Blanc. Historię rzekomego samobójstwa Harlana poznajemy tylko z wizji, która pojawia się Marcie przed oczami podczas rzutu monetą przez Blanca. A może w tej chwili właśnie montowała sobie wiarygodną historyjkę? Sam Blanc wychodzi na lekkiego bufona i tutaj możemy dostrzec mrugnięcie okiem do widza, względem wszelkich wariacji nt. postaci Sherlock'a Holmes'a - w tym przypadku mógł dać się wystrychnąć totalnie na dudka ;) Majstersztyk tego filmu polega na tym, że scenariusz daje wiele możliwych rozwiązań fabuły ;)
Szczerze mówiąc, przez pół filmu byłam pewna, że Martha i Ransom znali się wcześniej i to wszystko ich gra. Dobrze się ze sobą dogadywali, a jego spojrzenie jak za każdym razem wsiadał do radiowozu mówiło coś w stylu "Wszystko według planu, maleńka". Może oboje poznali się na zajęciach z go? Albo po którejś z rodzinnych wizyt zaczęli razem grać? No i dlatego musiał z całego arsenału wybrać akurat fałszywy nóż?
Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby Martha wymiotowała na zawołanie.
Dużo z zachowania Marthy i Ransoma tracilo przesadną grą na potrzeby śledztwa.
Jedyne czego nie rozumiem, to plama krwi na bucie. Przecież nie ona podcięła gardło Harlanowi, prawda? A ta krew, w momencie podcinania gardła, raczej nie trysnęła na odległość 10 metrów.
Podobno rekord odległości spermy to 5,5 metra. Ile może dolecieć krew z tętnicy? **uj wie. Znaczy tętnica wie, bo wcześniejszy rekord już ustaliliśmy.